poniedziałek, 25 Listopad 2024,
imieniny obchodzą: Katarzyna, Klemens

Aktualności

A A A

Strona główna / Aktualności / Ślązacy w Zawierciu czyli różnice polsko-polskie.

Ślązacy w Zawierciu czyli różnice polsko-polskie.

data dodania: 2010-07-21 08:39:32

Hala widowiskowa - Spodek - Katowice, fot. wikipedia

Na Śląsku tradycja i obyczaje są mocno zakorzenione w życiu codziennym wielu rodzin. Przekazywane z pokolenia na pokolenie, stają się nieodłącznym elementem życia „hanysów”. Jako rodowita Ślązaczka wyjeżdżam zaledwie 50 km od Katowic i zauważam, choć jeszcze częściej inni to zauważają, że nie jestem „stąd”.

Oczywiście nie chodzi tutaj o wygląd zewnętrzny – w tej kwestii niczym się nie różnimy, choć często słyszę opinię: „Typowa baba ze Śląska”. W tej chwili zawsze zastanawiam się, co autor miał na myśli. To pytanie postanawiam zostawić bez odpowiedzi… Oczywiście pierwszą podstawową i najbardziej słyszalną różnicą jest śląski akcent, którego za żadne skarby świata nie da się ukryć, jak to zwykle bywa z akcentami, oraz wplatanie w zdania pojedynczych śląskich zwrotów – tak z przyzwyczajenia. Na szczęście nie spotkałam się jeszcze z tego powodu z niechęcią ze strony drugiej osoby, a raczej z zainteresowaniem. Nie raz pomogło mi to przełamać pierwsze lody w kontakcie z nowo poznanym człowiekiem. Ludzie często proszą mnie o powiedzenie kilku zdań gwarą i co lepszych zwrotów próbują się nauczyć. Wtedy to ja słyszę ich mało śląski akcent.

Nigdy nie zapomnę zaskoczenia, które przyniósł mi pewien lipcowy dzień. Wybrałam się na spotkanie z tutejszymi znajomymi. Byłam bardzo zdziwiona, kiedy zaczęli składać mi życzenia. Zupełnie nie wiedziałam o co chodzi, w końcu urodziny mam w grudniu. Okazało się, że był to dzień moich imienin. Na Śląsku obchodzimy tylko urodziny i większość z nas nie wie nawet, kiedy ma imieniny. W każdym razie nie dałam się namówić na „huczne” spędzenie tego dnia. W tej kwestii zostanę wierna swojej tradycji. Na Śląsku obchodzone są tylko jedne imieniny – Barbary, przypadające 4 grudnia. Jest ona patronką górników.
Kolejną sprawą, o której nie sposób nie wspomnieć, jest kuchnia. Tradycyjny śląski niedzielny obiad, składający się z rolady, klusek oraz modrej kapusty, nie jest znany w okolicach Zawiercia. Chociaż może nie tyle nie jest znany, co nie przyrządzany. Dla mnie jest to ogromna strata. Co niedzielę czuję, że czegoś mi brakuje. Chyba najwyższy czas podpatrzeć babcię, zabrać się za gotowanie i upowszechnić na zawierciańskiej ziemi „niedzielny śląski obiad”.

Nawiązując do niedzieli wspomnę, że u nas jest to dość specyficzny dzień. Właściwie zawsze wygląda on tak samo. Tradycyjnie spotykamy się z całą, najbliższą rodziną na obiedzie lub kawie u babci i dziadka. Do kawy babcia obowiązkowo piecze sernik lub „babówkę”. To zwykle zależy od tego, na co wnuki mają większą ochotę. Dziadek w tym czasie zabiera najmłodsze pokolenie na spacer do lasu. Jest to związane z dbałością o utrzymanie silnych więzów rodzinnych, które dla Ślązaków są bardzo ważne. Przy tej okazji trzeba podkreślić, jak wygląda struktura śląskiej rodziny oraz podział obowiązków, które panują do dzisiaj w wielu domach. Głową rodziny jest zdecydowanie mężczyzna. Oczywiście w młodszych pokoleniach ulega to wielkiemu zniekształceniu, ale najważniejsze, że pan domu jest święcie przekonany o pełnieniu tej funkcji. To on pracuje i utrzymuje rodzinę. Kobieta natomiast zajmuje się domem, wychowaniem dzieci i swojego męża. Ale w dzisiejszych czasach kobiety są zdecydowanie bardziej aktywne zawodowo niż kiedyś.

Kolejną różnicą, z jaką spotkałam się przebywając  poza granicami swojego miasta, są zwyczaje związane z uroczystością weselną. Bardzo popularne u nas jest tłuczenie porcelany przed drzwiami mieszkania panny młodej w dzień przed weselem oraz roznoszenie tzw. kołocza dla zaproszonych gości i znajomych. W dzień ślubu, gdy para młoda wyjeżdża z domu, znajomi, sąsiedzi ustawiają tzw. szlaban. Dopóki nie otrzymają od młodych zapłaty w postaci butelki wódki, nie schodzą z drogi. Czasem lepiej, aby para młoda wyjechała z domu sporo wcześniej i odpowiednio się zaopatrzyła, żeby na czas zdążyć do kościoła.

W dniu pierwszego września rozglądałam się po ulicach Zawiercia w poszukiwaniu dzieciaków niosących „tyty”. Niestety nie dostrzegłam ani jednego. Okazało się, że jest to zwyczaj występujący z reguły na Śląsku. Nowi uczniowie I klasy szkoły podstawowej otrzymują od swoich rodziców tzw. tyty, czyli rogi obfitości. Są one po brzegi wypełnione słodyczami. Ideą tego zwyczaju jest osłodzenie pierwszakom perspektywy wieloletniej edukacji. Szkoda, że zwyczaj ten nie rozpowszechnił się na innych terenach. Myślę, że dzieciaki byłyby z tego powodu bardzo zadowolone. Co do rodziców nie jestem pewna…  ale w końcu ten dzień nie należy do nich. 

Nie miałam okazji spędzić jeszcze tutaj świąt Bożego Narodzenia i świąt Wielkanocnych. Wiem tylko, że nikt z poznanych przeze mnie tutaj ludzi nie jadł nigdy zupy z ryby oraz makówek. Tych posiłków nie mogłoby zabraknąć na naszym stole wigilijnym. Z pewnością jest jeszcze wiele różnic w obyczajach śląskich i zawierciańskich. Do tej pory na własnej skórze odczułam tylko te, które opisałam wyżej. Na szczęście nie są to bariery nie do pokonania. Wystarczy tylko przyzwyczaić się do drobnych różnic językowych i można czuć się jak u siebie w domu.

 

Hala widowiskowa - Spodek - Katowice, fot. wikipedia
Wydawca:

Centrum Inicjatyw Lokalnych
42-400 Zawiercie, ul. Senatorska 14

Pomóż nam rozwijać serwis:
1%

Podaruj 1% podatku
KRS: 0000215720