sobota, 23 Listopad 2024,
imieniny obchodzą: Adela, Felicyt

Aktualności

A A A

Strona główna / Aktualności / Nadal jestem Zawiercianką

Nadal jestem Zawiercianką

data dodania: 2018-08-20 13:38:49

Mieszka w Warszawie, tam zdobyła uznanie w swoim zawodzie, ale pochodzi z Zawiercia i wciąż czuje się zawiercianką.

Marzena Nykiel, absolwentka filozofii i dziennikarstwa na KUL, publicystka tygodnika „wSieci” i portalu wPolityce.pl, opowiada o tym wszystkim w rozmowie z Pawłem Kmiecikiem.   

P.K.:Od czego zaczęła się Twoja kariera dziennikarska?

M.N : Nie chciałabym używać słowa „kariera”. To, co robię, nazywam raczej służbą niż karierą i tak podchodzę do dziennikarstwa. Myślę, że każdy dziennikarz to człowiek na służbie. Jego zadaniem jest szukanie i obrona prawdy. Mamy patrzeć władzy na ręce, pilnować tego, co się dzieje i informować o tym społeczeństwo.

P.K.: No więc jak się zaczęła Twoja służba dziennikarska?

M.N.: Zawsze lubiłam pisać, a sprawy społeczne były mi bliskie. Już w podstawówce wiedziałam, że to jest kierunek, w którym chcę pójść. Pamiętam, że w Szkole Podstawowej nr 6 w Zawierciu, do której chodziłam, robiliśmy gazetkę. Pierwszy materiał interwencyjny, jaki napisałam, dotyczył zbyt długich kolejek na stołówce [śmiech]. To był tekst o niesprawiedliwości, jaka dotyka uczniów, o tym, że nie są w stanie zdążyć zjeść obiadu podczas krótkich przerw, nauczyciele tego nie rozumieją, bo sami w kolejkach stać nie muszą, a nam za spóźnienia na lekcje wstawiają uwagi. Finał był dość zabawny, tym bardziej, że moja mama też była nauczycielką w tej samej szkole. Zostałam wezwana do dyrekcji, gdzie czekała pani kierownik świetlicy, wychowawczyni i moja mama. Zapytano mnie, dlaczego nie zgłosiłam problemu bezpośrednio do nich, tylko piszę o tym na forum. Chyba już wtedy wychodziła ze mnie potrzeba działania dla dobra wspólnego, pokazywania nieprawidłowości.

P.K .: Czy wtedy w szkole w wyniku tej interwencji zmniejszyły się kolejki?

M.N.: Nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że główna przerwa została wydłużona. Pamiętam za to swoje pierwsze zderzenie z cenzurą (śmiech). Po raz pierwszy pojawiło się chyba pytanie o to, co powinien robić dziennikarz.

P.K.: A co powinien robić dziennikarz?

M.N.: Oprzyjmy się na tym przykładzie – czy powinien interweniować, czy jednak pokazać, gdzie jest problem? Wydaje się, że w skali makro powinien ukazywać rzeczywistość taką, jaka ona jest. Dziennikarz nie może podejmować decyzji za kogoś, ma pokazywać problem.

P.K.: Po podstawówce było liceum, a później studia. Dziennikarskie.

M.N.: Dziennikarskie dopiero w drugiej fazie. Pierwsza była filozofia. Już w liceum wiedziałam, że aby mówić o świecie, najpierw trzeba się o nim czegoś dowiedzieć. Ponieważ już w liceum zakochałam się w filozofii, bardzo chciałam tę naukę studiować. Postanowiłam więc pójść na studia filozoficzne, a na czwartym roku równolegle rozpocząć dwuletnie podyplomowe studium dziennikarskie.

P.K.: Od czego rozpoczęła się Twoja praca w zawodzie?

M.N.: Na czwartym roku studiów zachwyciłam się filmem dokumentalnym i na jakiś czas porzuciłam myśl o pisaniu. Spędziłam w telewizji kilka lat. Pracowałam przy dużych widowiskach i galach emitowanych na żywo, jak np. Telekamery, byłam kierownikiem produkcji „Warto rozmawiać” Janka Pospieszalskiego. Przez rok byłam wicenaczelną Redakcji Programów Edukacyjnych, Dziecięcych i Młodzieżowych w TVP1. Staraliśmy się wtedy zbudować pasmo dla dzieci i młodzieży, przywrócić wartościowe programy zdjęte z anteny i wprowadzić nowe. Naszą pierwszą decyzją było stworzenie „Domowego przedszkola” w nowej odsłonie. Rzeczywiście zrobiło furorę. Poznałam też od podszewki produkcję filmową i telewizyjną. W międzyczasie zrobiłam nawet dwuletnie studium produkcji w Łódzkiej Szkole Filmowej, co umożliwiło mi dalszy rozwój zawodowy w tym obszarze. Byłam drugim kierownikiem produkcji serialu telewizyjnego „Hotel pod Żyrafą i Nosorożcem”, w którym grali wyśmienici aktorzy: Jola Fraszyńską, Rafał Królikowski, Franciszek Pieczka i wielu innych. Pracowałam też przy pierwszej serii „Ojca Mateusza” od początków jego powstawania. Ustawialiśmy format, więc było to nie lada wyzwanie. Wśród moich licznych obowiązków była koordynacja konsultantów. Pamiętam, że gdy reżyser popadał w fantazję obsadową i nalegał, żeby gospodynię zagrała młoda, atrakcyjna aktorka, wmawiałam mu że to wbrew prawu kanonicznemu (śmiech).

P.K.: W tym roku wydałaś książkę. Opowiedz o niej proszę.

M.N.: Jej tytuł to „Pułapka gender. Karły kontra orły, czyli walka cywilizacji”. Jak można się domyślać, piszę o gender jako potężnym zagrożeniu, stanowiącym element wojny cywilizacyjnej. Starałam się pokazać, czym naprawdę jest to wszechobecne zjawisko, sprzedawane nam jako dobrodziejstwo. Dzięki drobiazgowej analizie faktów, możemy się przekonać, że to element rewolucji kulturowej, której celem nie jest rozwój człowieka, społeczeństwa czy narodu. Wszystko w imię źle rozumianej wolności i postępu. Najpierw poddaje się naród demoralizacji, żeby złamać jego kręgosłup moralny. Potem się go wykorzenia z wartości, niszczy jego tożsamość, burzy obowiązujący od wieków porządek moralny, a następnie odziera się go z poczucia własnej godności, zakłamuje osiągnięcia przodków, wyśmiewa bohaterów narodowych, wpaja poczucie ciągłej porażki i zniechęca do stawiania oporu, tłumacząc, że wszelki sprzeciw jest bezsensowny, że trzeba być postępowcem i płynąć z prądem.

P.K.: Jak wspominasz Zawiercie? To Twoje rodzinne miasto.

M.M.: To miasto, które mnie wychowało i jest przestrzenią najbliższą mojemu sercu. Tu się urodziłam i zostałam ukształtowana przez te struktury społeczne. Wprawdzie nie mieszkam w Zawierciu od 16 lat i przyjeżdżam stosunkowo rzadko, ale do dzisiaj większość moich snów rozgrywa się w zawierciańskiej scenerii [śmiech]. Smuci tylko to, że nie mogłam do niego wrócić, że nie stwarza możliwości rozwojowych. Myślę, że taki smutek przeżywa bardzo wielu młodych ludzi, którzy wyjechali się wykształcić i bardzo chcieliby wrócić, żeby to miasto zmieniać, żeby dać mu coś z siebie. Sama kilka lat temu odbiłam się od ściany. Dziś jest pewnie jeszcze trudniej.

P.K.: Jakie miejsca w Zawierciu są Ci szczególnie bliskie?

M.N.: Jest wiele takich miejsc. Na przykład park przy Pałacyku Szymańskiego i sam Pałacyk. W podstawówce byłam uczennicą ogniska muzycznego i chodziłam tam na lekcje fortepianu. Zawiercie bardzo się zmieniło. Nie ma już gęstej „puszczy” między ulicami Piłsudskiego a Blanowską, gdzie można się było bawić w Indianę Jonesa. Teraz stoją tam garaże i supermarket. Zabetonowano nasze dzieciństwo. To miasto pełne tajemnic i niezwykłości. Uczyłam się go z książkami pana Bogdana Dworaka w ręku. Chodziłam po miejscach, które opisywał, zaczytywałam się w tamtych postaciach, wyobrażałam sobie przedwojenne życie zawiercian i dzięki temu bardziej zrozumiałam jego specyficzną historię.

P.K.: Czujesz się zawiercianką czy trochę też warszawianką z racji zamieszkania?

M.N.: W  Warszawie mieszkam już wiele lat i bardzo dobrze się tu czuję, ale nadal jestem Zawiercianką. Gdy pytają, skąd jestem, mówię, że jestem „słoikiem” z Zawiercia ]. I jestem z tego dumna. Trzeba jednak przyznać, że Warszawa jest wspaniałym miastem, które potrafi ciepło przygarnąć wszystkich. Nie sposób czuć się tutaj obco.

P.K.: Jakie są Twoje plany na najbliższe lata?

M.N.: Powiem tak: kiedyś, gdy sama układałam sobie scenariusze życia, były dosyć ubogie [śmiech]. Odkąd zostawiłam to Panu Bogu, dzieją się rzeczy fantastyczne. Jego wyobraźnia daleko przekracza granice mojej. Pewnie nigdy nie znalazłabym się w tym miejscu, wśród tych ludzi i takich wyzwań, gdybym nie pozwoliła Mu się prowadzić. Niech tak zostanie.

Artykuł archiwalny rozmowa Pawła Kmiecika z Marzena Nykiel o tym ,że tam zdobyła uznanie w swoim zawodzie, ale pochodzi z Zawiercia i wciąż czuje się zawiercianką

Zawiercianin 2014 nr 3 (20)

 

Wydawca:

Centrum Inicjatyw Lokalnych
42-400 Zawiercie, ul. Senatorska 14

Pomóż nam rozwijać serwis:
1%

Podaruj 1% podatku
KRS: 0000215720