niedziela, 22 Wrzesień 2024,
imieniny obchodzą: Milana, Tomasz

Aktualności

A A A

Strona główna / Aktualności / Nowa jakość na nowe czasy

Nowa jakość na nowe czasy

data dodania: 2010-12-30 14:52:26

Witold Brodzik podczas rozmowy z redaktorami Zawiercianina, fot. Michał Romanek

Z Witoldem Brodzikiem, prezesem Towarzystwa Miłośników Ziemi Zawierciańskiej, rozmawiają Paweł Abucki i Janusz Bieńkowski.

W 2004 r. został Pan prezesem TMZZ. Jako prezes prężnie działającej firmy wstąpił Pan do organizacji posiadającej duże doświadczenie, ale także problemy finansowe. Co Pana motywowało, aby zaangażować się w takie inicjatywy?

W.B.: Wcześniej przez siedem lat byłem prezesem Zawierciańskiego Klubu Menedżera, czyli podmiotu skupiającego czołowe firmy z Zawiercia. Tam prowadziliśmy intensywną działalność w zakresie promocji przemysłu. Świetnie się ten klub rozwinął, zarówno jeśli chodzi o działalność merytoryczną, jak i relacje towarzyskie między szefami firm, co pomagało współdziałać w pewnych sytuacjach. Ten Klub jako pierwszy próbował powołać konsultacyjną radę gospodarczo-społeczną, w której chcieliśmy razem z władzami samorządowymi dyskutować sprawy dotyczące rozwoju miasta i regionu. Nie do końca nam to wyszło, ale tych pomysłów na współdziałanie było dość dużo.

Kiedyś na spotkaniu zwrócił się do mnie ówczesny prezydent Zawiercia, Ryszard Mach, abym zajął się kwestią TMZZ, gdyż stowarzyszeniu groziła upadłość: były długi, sprawy sądowe, nie załatwione problemy. Poprzedni prezes, bardzo zasłużony i porządny człowiek, dożył takiego wieku, w którym trudno było mu prowadzić stowarzyszenie, zwłaszcza w tak trudnych czasach. To było dla mnie wyzwanie, tym bardziej, że stowarzyszenie nie miało wówczas zasilania finansowego z zewnątrz. Trzeba było niemal od nowa stworzyć organizacyjne i finansowe struktury stowarzyszenia, a w dodatku spłacić wszystkie długi, które na nim ciążyły. To się udało i oceniając ten okres, to nie były stracone lata. Jest to dzisiaj coraz potężniejsze i mądrzejsze stowarzyszenie. Dzieli się ono swym doświadczeniem z tymi, którzy chcą działać.

Pan jako prezes dużej firmy, której podstawowym celem jest zysk, bywa zapewne pytany przez innych przedsiębiorców, po co podejmował taką działalność.

W.B.: Tak, to wywołuje zdziwienie w moim środowisku zawodowym. Ale już mnie poznali i wiedzą, że to nieuleczalne, ja się z czymś takim urodziłem. Motywacje są proste. Kto mnie zna, ten wie, że nie idę do tej działalności po władzę, zaszczyty czy finanse. Podstawowa sprawa jest taka: oddaję społeczeństwu to, co od niego dostałem. Takie jest moje przekonanie. Mnie się kiedyś udało i powinienem przynajmniej w części oddać to społeczeństwu poprzez moje doświadczenie i pomoc finansową, merytoryczną, organizacyjną. Jeśli to przynosi efekty i mam możliwość współpracy z młodymi ludźmi, którzy są entuzjastyczni, chcą coś zrobić – mnie to też napędza. Z takimi ludźmi dobrze się czuję i świetnie mi się z nimi pracuje. Jeżeli ktoś ma sukcesy, nie liczy trudu.

Zaczynałem od problemu zadłużenia, a w tej chwili pozyskujemy z funduszy unijnych kwoty liczone w milionach złotych. Znajdujemy się w innym świecie. W pierwszych latach musieliśmy liczyć grosze, bo sekcje nie miały pieniędzy nawet na herbatę. Przekształciliśmy pewien ośrodek polityczny czy kształtowania opinii w prężny ośrodek organizacyjny, działający dla rozwoju miasta i regionu. To jest sukces całego naszego zespołu.

Spotykamy się z krytycznymi opiniami, że działalność TMZZ zmieniła profil. Część „kawiarniano-dyskusyjna” stowarzyszenia umarła śmiercią naturalną, o co trochę osób ma do Pana pretensje.

W.B.: Znam takie opinie, pochodzą głównie od starszego pokolenia działaczy. Tak, byli przyzwyczajeni, że Towarzystwo to środowisko starszych panów, którzy się spotykali i dyskutowali o sprawach politycznych, wspominali dawne czasy i recenzowali działania aktualnych władz regionalnych. Ja uznaję inną zasadę – organizacja musi na siebie zarobić. Trudno mi znaleźć czas, by przesiadywać w biurze TMZZ-u, gdy nie jest to niezbędne. Nikt nie powie natomiast, że nie ma mnie tam, gdy jestem konieczny. Tam, gdzie jestem potrzebny, pojawiam się na każde wezwanie szefów sekcji czy pracowników administracyjnych. To jest dla mnie bardzo istotne. Wiele rzeczy zresztą da się załatwić bez szefa. Lubię pracę konkretną, gdzie widać efekt. Siedzenie przy herbacie czy innych napojach mnie nuży.

Które z działań TMZZ uznaje Pan za największy sukces swoich kadencji?

W.B.:
Całość tej pracy jest bardzo potrzebna. Mamy cztery sekcje: kulturalną, ekologiczną, historyczną oraz rozwoju turystyki i promocji Jury.

Najszersze działania dotyczą tej ostatniej sekcji. W sposób naturalny nawiązana została współpraca z uniwersytetami, władzami wojewódzkimi, a także z zagranicznymi ośrodkami naukowymi. To jest bardzo ważne i widoczne. Tam idą wielkie pieniądze. Widać nas pod Górą Zborów. Dzięki nam została udostępniona dla turystów Jaskinia Głęboka. Dzięki nam ludzie w Podlesicach po raz pierwszy dostali pieniądze za to, że ich ziemia była deptana przez turystów w ciągu 100 lat. Nie ma już śmieci wokół Góry Zborów. Ludzie w Podlesicach zarabiają na produkcji artykułów żywnościowych oraz dzięki imprezom, które organizujemy.

W sekcji ekologicznej Katarzyna Mucha organizuje konkursy ekologiczne. Młodzież robi zdjęcia naszych zaśmieconych lasów. Współpracujemy tu z fundacjami z całego kraju. We wrześniu w MOK „Centrum” można było obejrzeć wystawę prac „Nasza Jura Bez Śmieci”. Autorami wspaniałych prac są gimnazjaliści i uczniowie szkół średnich. Zorganizowaliśmy również rajd ekologiczny. Zależy mi na rozwoju tej sekcji. Tam się skupia coraz większa grupa i myślę, że w przyszłym roku podejmą już konkretne działania na rzecz czystości Warty oraz okolicznych lasów. Warto wykonywać taką pracę od podstaw, aby uczyć dzieci, że nasz kraj jest piękny, więc nie można go niszczyć i zaśmiecać.

Z kolei Maciej Świderski to pasjonat historii. Kto by wiedział, gdzie są bunkry z okolicy, miejsca przebiegu frontów w czasie I oraz II wojny światowej lub groby poległych żołnierzy? Wspomagamy go na miarę możliwości. Prowadzę rozmowy z innymi kołami historycznymi na terenie Śląska i Małopolski. Oni się wzajemnie napędzają, by pokazywać młodemu pokoleniu to, co ważne historycznie.

Z kolei Bogdan Dworak to cała historia naszej powojennej kultury. Człowiek obdarzony niesamowicie ostrym piórem. Inteligentny, trudny, ale niezbędny dla Zawiercia. Jest to postać nietuzinkowa i niepowtarzalna. „Czwartki Literackie” to bardzo ważna impreza związana z jego aktywnością.

Oprócz tego organizujemy festiwal „Z Jury w góry”, który wpisał się już w lokalną tradycję, mimo że nikt nie wróżył nam sukcesu. Na ostatnim spotkaniu z Martyną Wojciechowską była pełna sala. Filmy o górach to też coś pięknego.

TMZZ otrzymał dofinansowanie na budowę muzeum historii i przyrody Jury, które ma powstać w Podlesicach, w pobliżu Jaskini Głębokiej. To pionierska inicjatywa na naszym terenie i największa w regionie inwestycja w dziedzinie promocji lokalnej kultury. Co aktualnie dzieje się w tej sprawie?


W.B.: Jesteśmy pionierami, to prawda. Na tę inwestycję przeznaczono ok. 3 mln złotych. Musimy przeprowadzić całe postępowanie przetargowe, zatrudnić inspektorów nadzoru, sztab zabezpieczający inwestycję. Musimy posiadać pieniądze pomostowe. Najpierw trzeba bowiem wydać określoną kwotę, aby uzyskać dofinansowanie. Uważam, że tu jest błąd w programach unijnych. Stowarzyszenia z reguły mają niewiele środków. Co zarobimy, to od razu wydajemy na cele stowarzyszenia. To firmy mają wypracowywać zysk.

Pokonaliśmy jednak ten problem. Na początku robiliśmy próby na programach mniejszych: Owca+ i innych – pozyskaliśmy w ich ramach ok. 1 mln zł na różne projekty. W tym przypadku stworzyliśmy specjalne finansowanie, tzw. inżynierię finansową. Mamy częściowe finansowanie z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Będziemy też finansowani przez firmę Optopol, przedstawiciela firmy Canon w Polsce. Pełny kredyt pomostowy jest załatwiony dzięki ich pomocy. My ze swojej strony będziemy pokazywać pracownikom Optopol-Canon piękno okolicznych ziem. Jako jedyni zwróciliśmy się do tej firmy. Firmy japońskie przywiązują ogromne znaczenie do ekologii i ochrony środowiska. Liczymy też na ich pomoc merytoryczną.

W ramach projektu przewidziano muzeum regionalne, muzeum tworzone z wydziałami uczelni wyższych z eksponatami ukazującymi ewolucję człowieka, której ślady odkrywano na tych terenach. Powstanie baza sanitarna dla turystów oraz zaplecze gastronomiczne z regionalną kuchnią. Na przykład kluchy „pałą bite” są tak rozreklamowane przez TMZZ, że znalazły się nawet w menu hotelu „Ostaniec”. Będą wyroby z mleka koziego. Chcę ufundować kamienny piec chlebowy. Panie z Podlesic zrobią prawdziwy zakwas do chleba. Stworzymy bazę, dzięki której będziemy promować zarówno turystykę, jak i kulturę naszego regionu.

TMZZ posiada wielu członków zbiorowych – firmy, które rokrocznie wspierają organizację finansowo. Jak się udało przekonać przedsiębiorstwa do takiej formy pomocy?


W.B.: Szefowie firm mnie znają. Wspólnie tworzyliśmy przez kilka lat klub gospodarczy. Dzięki temu wiedzą, że to nie jest jakaś akcja polityczna. Pomaga nam 10 największych firm w okolicy. Uparcie zapraszam szefów firm na nasze imprezy, by pokazać, że stowarzyszenie żyje i ma osiągnięcia. Na koniec roku otrzymują oni analizę wydatków, która pokazuje, na co zostały przeznaczone pieniądze i co udało się dzięki temu osiągnąć. Efektem jest zaangażowanie tych firm w kolejne inicjatywy. Konsorcjum Stali na początku było członkiem zbiorowym, ale w tym roku zostało głównym sponsorem rajdu Jura Skałka Adventure. Zwycięzcy naszego rajdu zdobyli ostatnio mistrzostwo świata. Oni ściągają rodzinę, znajomych. Rajd 3-4-dniowy kończy się spotkaniem 300-400 osób. Im gorsze warunki, tym lepiej dla nich – tak twierdzą. Rajd jest bardzo ciekawy – i rower, i bieg, i pływanie kajakiem po Pilicy.

Teraz będziemy chcieli rozwinąć „Czwartki Literackie” Bogdana Dworaka, to znaczy poszerzyć je o element muzyczno-rytmiczny. Pozyskamy też pomoc firm w tym celu. Wypromujemy w ten sposób lokalnych muzyków.

Jaka jest wizja rozwoju TMZZ? Jak Pan widzi TMZZ za 5 lat?

W.B.:
Chciałbym jeszcze poprowadzić TMZZ w następnej kadencji, jeżeli ten kierunek działań będzie odpowiadał większości. Tym bardziej, że stopniowo będę wycofywać się z aktywności zawodowej i dzięki temu więcej czasu mogę poświęcić działalności w TMZZ.

Jestem zwolennikiem wspierania lokalnych twórców – organizacji, kół zainteresowań, konkursów tańca. Mamy masę utalentowanych muzyków i należy ich promować. Dlaczego nasi młodzi artyści nie mogą grać na imprezach w Zawierciu? Dlaczego park miejski jest tylko przechodni między ruchliwą ulicą a MOK-iem? Tam można stworzyć małe ZOO, krąg taneczny, robić co sobotę wspaniałe wieczorki. Powinno się więcej robić na stadionie, również muszla koncertowa w parku stoi niezagospodarowana – powinni ją zapełnić występami młodzi muzycy. Niech się coś w tym mieście dzieje. My tu usypiamy o godzinie 17! Zgadzam się z młodymi, którzy mówią, że jest „beznadzieja”. I tu właśnie jest ogromne pole do popisu dla stowarzyszeń.

Bez zgody władz samorządowych nie zrobimy jednak za wiele. 80% efektów zależy od współpracy z władzami lokalnymi. Razem można wiele zrobić. Gdy osiągniemy, jako stowarzyszenia, porozumienie z władzami, pojawią się również przedsiębiorcy. Jeśli pójdziemy do nich razem, opowiemy o propozycji, stworzymy przestrzeń w ramach imprezy dla postawienia przez nich stoiska – to jest też napędzanie gospodarki, oni w to wejdą. Chciałbym, żeby władze miejskie pozwoliły nam w MOK-u stworzyć kawiarnię artystyczną, galerię stałą, żeby pokazać ludzi, którzy świetnie malują czy rysują. W centrum miasta powinniśmy pokazywać to, co najlepsze. Stowarzyszeniom trzeba dać wędkę, żeby złapać rybę samodzielności. Identyfikujmy się z naszym miejscem na ziemi.

Dziękujemy za rozmowę. 

Wydawca:

Centrum Inicjatyw Lokalnych
42-400 Zawiercie, ul. Senatorska 14

Pomóż nam rozwijać serwis:
1%

Podaruj 1% podatku
KRS: 0000215720