piątek, 18 Październik 2024,
imieniny obchodzą: Hanna, Klementyna

Aktualności

A A A

Strona główna / Aktualności / Poświęcić się swojej pasji

Poświęcić się swojej pasji

data dodania: 2018-08-20 14:07:39

Osiągnął w życiu bardzo wiele. Dzięki swoim psom pasterskim zdobył kilka razy mistrzostwo Polski, Czech, Słowacji oraz wicemistrzostwo Austrii.

T.M.: W jego stodole leży kilka pudeł z pucharami, bo nie ma już ich gdzie ustawiać. Prowadzi gospodarstwo w Żarnowcu, w którym szkoli psy pasterskie. Mieszka z daleka od ludzi, z wielką gromadą psiaków w małym domku bez prądu. Ale każdy zauważy, że jest naprawdę szczęśliwy. Z Tomaszem Pecoldem o jego pasji rozmawia Oliwia Szasta.

O.S.:Panie Tomaszu, zacznę od dość banalnego pytania: kim chciał Pan zostać w przyszłości, kiedy był dzieckiem?

T. P.: Psiarzem! [śmiech] Zawsze chciałem mieć psa. Najpierw był jeden, potem drugi, a z czasem pojawiły się kolejne. Na początku były to kundelki, które przygarnąłem ze schroniska. Moi rodzice byli zawodowymi sportowcami. Mama prowadziła ponad 15 lat reprezentację piłki ręcznej kobiet, ojciec też był trenerem tej dyscypliny. No i niestety mnie też kazali grać, ale na szczęście skończyło się to wypadkiem i mogłem wreszcie zająć się tym, co naprawdę lubię, czyli psami. Od początku były ze mną te zwierzęta. Jako dziecko chciałem być weterynarzem, ale już w podstawówce stwierdziłem, że weterynarze nie mają czasu zajmować się psami.

O.S.: Co skłoniło Pana do tego, żeby zająć się właśnie tresurą psów?

T.M.: Moje psy zawsze coś umiały, np. przynosić piłki, siadać, warować, podstawowe komendy. Pewnego dnia, mając już dwa kundelki, natrafiłem na profesjonalny zakład tresury psów. Tam zapłaciłem za normalny kurs, a po jakimś czasie zostałem w tym zakładzie wolontariuszem i pomagałem przy psach. Byłem tam pozorantem, czyli osobą, która daje się gryźć psom – czyli stawałem się ofiarą dla psów obronnych. Z czasem zostałem szkoleniowcem. A później zaczęła się ta cała zabawa w psi sport.

O.S.: A aktualnie na czym polega Pana praca?

T.M.: Wyspecjalizowałem się w dwóch kategoriach, w zasadzie w trzech, w konkretnej rasie psów – border collie szkockich, ale również we wszystkich innych rasach psów pasterskich zaganiających. Specjalizuję się w szkoleniu tych psów do pracy przy owcach oraz zajmuję się rozwiązywaniem psich problemów, czyli jestem takim psim psychologiem. Kiedy psy mają problemy z właścicielami, bo nigdy nie jest odwrotnie, to wtedy wkraczam ja i staram się pomóc.

O.S.: W jaki sposób porozumiewa się Pan z psami? Jak się Pan tego nauczył?

T.M.: Są różne szkoły. Można jeździć na seminaria dla psów, można też uczyć się od osób doświadczonych w tej dziedzinie. Ja natomiast wybrałem najtrudniejszą drogę, czyli życie z psami. Do wszystkiego dochodziłem sam. Oczywiście jeździłem na różne spotkania, seminaria i podglądałem, jak to robią inni.

O.S.: To, czym się Pan zajmuje, traktuje Pan jako swoją pracę czy raczej jako hobby?

T.M.: Przede wszystkim jest to pasja, a na drugim planie dopiero praca. W tej chwili posiadam tutaj 26 psów. Pracuję z nimi wszystkimi. Byłem pierwszym sędzią prób pracy psów pasterskich w Polsce, pierwszym instruktorem. Jako pierwszy wprowadziłem do Polski sporty dla psów, czyli łapanie przez psa latającego frisbee. Wprowadziłem flyball, czyli latającą piłkę. Wprowadziłem wraz z kolegą około 20 lat temu najpopularniejszy w Polsce sport dla psów – agility. Sport ten polega na tym, że właściciel za pomocą słów i gestów musi przeprowadzić swojego psa przez bardzo rozbudowany i trudny tor przeszkód.

O.S.: Wróćmy do psów pasterskich: jaki jest najlepszy wiek takiego psa, żeby wyszkolić go podstaw pracy z owcami?

T.M.: Każdy wiek jest dobry, ale minimalny to 12 miesięcy, bo musi on dojrzeć do pracy. Ja wyróżniam dwie rasy psów pracujących z owcami – border collie i całą resztę psów pasterskich. Border collie jest niezastąpiony! Jeden pies potrafi opanować ponad 1000 owiec! Jest to jedyna rasa psów na świecie, która potrafi pracować za pomocą dźwięków wydawanych przez specjalny gwizdek. Dopóki pies mnie słyszy, to wykona każde moje polecenie.

O.S.: Jak często przyjeżdżają do Pana ludzie, którzy chcą wytresować swojego pupila na psa pasterskiego?

T.M.: W każdy weekend ktoś tu się pojawia. Przyjeżdżają do mnie osoby z różnych stron Polski. Ludzie z naszej okolicy przywożą psy na kilka lekcji, żeby tylko nauczyć je podstawowych komend.

O.S.: Wiem, że organizował Pan różne imprezy dla psiarzy.

T.M.: Zorganizowałem jedną wystawę border collie. Byłem organizatorem bardzo wielu zawodów we frisbee i flyballu. Przez 10 lat zajmowałem się organizacją mistrzostw Polski psów pasterskich. Razem ze znajomymi stworzyliśmy Herding Working Test, czyli test przydatności do pracy, żeby ludzie mogli testować swoje psy, nawet te, które nie pracują na co dzień przy owcach. Organizowałem też seminarium pasterskie dla ludzi, którzy chcą dowiedzieć się czegoś więcej na temat pasterstwa od kogoś, kto ma duże doświadczenie. Zjechali się tu ludzie z wielu miejsc Polski. Pomagałem im rozwiązać problemy, dzieliłem się doświadczeniem, rozmawialiśmy i przede wszystkim wspólnie się uczyliśmy.

O.S.: Myślał Pan kiedyś, żeby zrezygnować z tego wszystkiego? Miewa Pan chwile zwątpienia?

T.M.: Cały czas o tym myślę! Dwadzieścia lat już się tym zajmuję. Coraz ciężej jest się z tego utrzymać. Gdyby to, co robię, miało charakter pozbawiony pasji i było nastawione tylko na komercję, to łatwiej mógłbym zrezygnować. Niestety w moim przypadku jest inaczej. Regularnie przyjmuję psy, które potrzebują pomocy, więc rosną koszty utrzymania hodowli. Na wszystko zarabiam sam. Im więcej psów, tym więcej wydatków. Wyżywić wszystkie zwierzaki nie jest ciężko, ale gdy któreś z nich zachoruje, to już jest trudniej.

O.S.: Poza psami i owcami ma Pan tutaj pod opieką inne jakieś zwierzęta?

T.M.: Są tutaj trzy konie. Nie umiem jeździć konno, bo nigdy mnie to nie interesowało. Jednego dostałem od przyjaciół – Ogórka. Dwa przygarnąłem, bo po prostu było mi ich szkoda, kiedy dowiedziałem się, jaka czeka je przyszłość. Są tutaj i mnie denerwują. Ale i tak ich nie oddam! [śmiech] Jest jeszcze kozioł – Roman.

O.S.: Uważa Pan, że teren powiatu zawierciańskiego jest ciekawym miejscem na spacery ze swoimi pupilami?

T.M.: Jak najbardziej! Ze swoimi psami często wychodzę na spacery. Moje psy same kontrolują się na spacerze. Nie potrzebują kagańców, smyczy i obroży. W mieście na ogół jest inaczej, bo idąc w parku nie można puścić swojego psa wolno. Na pewno każdy ma wokół siebie jakiś obszar, na którym pies może się swobodnie wybiegać. Zachęcam do długich spacerów ze swoimi czworonogami, bo to zdrowe dla człowieka i dla psa.

Artykuł archiwalny rozmowa Oliwii Szastej z Tomaszem Pecoldem W jego stodole leży kilka pudeł z pucharami, bo nie ma już ich gdzie ustawiać. Prowadzi gospodarstwo w Żarnowcu, w którym szkoli psy pasterskie. Mieszka z daleka od ludzi, z wielką gromadą psiaków w małym domku bez prądu. Ale każdy zauważy, że jest naprawdę szczęśliwy.

Zawiercianin 2014 nr 3 (20)

 

Wydawca:

Centrum Inicjatyw Lokalnych
42-400 Zawiercie, ul. Senatorska 14

Pomóż nam rozwijać serwis:
1%

Podaruj 1% podatku
KRS: 0000215720