poniedziałek, 23 Wrzesień 2024,
imieniny obchodzą: Bogusław, Tekla

Aktualności

A A A

Strona główna / Aktualności / Poznać swoje korzenie

Poznać swoje korzenie

data dodania: 2011-01-17 13:31:00

Znasz imię swojej prababki? A może wiesz, z kim twój dziadek siedział w szkolnej ławie? To z pozoru proste pytania, na które jednak często nie znamy odpowiedzi. A szkoda. Dzięki dokładnym odpowiedziom możemy poznać własne korzenie oraz historię swoich przodków. O tym, że warto rozmawiać z najstarszymi członkami rodziny i jak ważne są fotografie z rodzinnego albumu, wie Maria Lipka-Stępniewska, rdzenna mieszkanka Ogrodzieńca. Z zawodu radca prawny, lecz od czterech lat pasjonuje się genealogią własnej rodziny oraz historią swojego miasta.

Spotkanie przy rodzinnym stole


Genealogia pojawiła się w życiu p. Marii dawno temu, ale dopiero teraz, gdy zakończyła już karierę zawodową, postanowiła poświęcić niezwykłej pasji niemal cały wolny czas. – „Zaczęło się od tego, że podczas jednego z niedzielnych obiadów dowiedziałam się od ojca, że mój pradziadek był zesłańcem” – zaczyna swoją historię p. Maria. – „Ta wiadomość bardzo mnie zaskoczyła. Wtedy doszłam do wniosku, że mimo iż znałam powiązania, koligacje rodzinne i mogłam wymienić swoje prababki z nazwiska panieńskiego, to tak naprawdę o rodzinie wiem bardzo mało. A jak mówił Wańkowicz: »Nie podam ręki nikomu, kto nie wie jak jego prababki z domu«. Prababki mamy cztery i powinniśmy wiedzieć, kto był naszym przodkiem” – dodaje.Od czasu pamiętnego obiadu p. Maria zaczęła poszukiwać informacji o swojej rodzinie. W momencie zbierania dokumentów okazało się, że punktem jej zainteresowania stała się także historia Ogrodzieńca. Ale nie historia zamku, bo – jak mówi pasjonatka – na jego temat napisano już mnóstwo, lecz historia samego miasta, życia zwykłych mieszkańców w XIX i XX wieku. – „Zaczęłam szukać wszystkiego, co dotyczyło Ogrodzieńca. Na początku cieszyłam się nawet z najmniejszego śladu. Potem okazało się, że tych śladów jest bardzo dużo, szczególnie w archiwach, do których zaczęłam jeździć”. Pani Maria regularnie odwiedzała archiwum w Kielcach – w okresie zaborów miasto należało do guberni kieleckiej – które stało się dla niej kopalnią cennych informacji. Z zebranych tam materiałów zrodził się cykl artykułów, publikowanych przez „Gazetę Ogrodzieniecką”. Jak sama mówi z lekkim uśmiechem na twarzy: „Błogosławię sprawozdawczość caratu, dzięki której mam dokładne dane na temat władz Ogrodzieńca od roku 1807”. Stałym punktem odwiedzin p. Marii stało się także archiwum w Jędrzejowie, gdzie pracują życzliwi ludzie, którzy chętnie pomagają pasjonatce w jej żmudnych poszukiwaniach. Hobbystka odwiedza równie często świetnie wyposażone archiwum w Katowicach, ale tam niestety traktowana jest już zupełnie inaczej. – „Czasami czuję się jak intruz” – przyznaje ze smutkiem. Obecnie na celowniku mieszkanki Ogrodzieńca jest archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. – „Chcę przejrzeć dyplomy wydane przez uczelnię i zobaczyć, ilu naszych mieszkańców go ukończyło. Bo z przykrością stwierdzam, że gdy mieszkaniec wyszedł ze swojego rodzinnego miasta, to już do niego nie wrócił”. 

Benedyktyńska praca


– „Genealogia to dla mnie absolutna pasja, która daje poczucie dopełnienia sensu życia. Oferuje nowe możliwości, wyznacza nowe ścieżki” – mówi p. Maria. Ze swojego hobby nie osiąga żadnych profitów, poświęca mu mnóstwo czasu, a nierzadko wykłada fundusze z własnej kieszeni. To pasja niezwykła, niesamowicie fascynująca, a przede wszystkim bardzo wymagająca. Aby poznać interesujące fakty, pasjonatka najpierw spędza długie godziny w archiwach, następnie kopiuje akta, a dopiero później je opracowuje. To setki stron, tysiące imion i nazwisk. Jak sama przyznaje: „To bardzo pracochłonne zajęcie, ale jednocześnie ogromna radość. Bo gdy trafia się na akta sprzed ponad stu pięćdziesięciu, dwustu czy trzystu lat, na których jest jeszcze pradawny kurz, a w nich znajdujemy ciekawe historie, a przy okazji nazwisko swojego krewnego, to jest to ogromnie satysfakcjonujące”.Często największym problemem jest samo odczytanie akt, gdyż pisarze posługiwali się gęsim piórem. W takich przypadkach p. Maria zleca skopiowanie ich. – „Akta powyżej stu lat kopiuje się fotografując, a młodsze kseruje. Oczywiście muszę za to zapłacić. Następnie na spokojnie w domu staram się przepisać interesujące mnie fragmenty, a dopiero później wyłaniam ich sens”.Opracowanie jednego zdjęcia jest równie pracochłonne, jak rozszyfrowywanie akt. Najpierw trzeba zdobyć zdjęcie, potem udać się z oryginałem do fotografa, który je skopiuje. Odebrać je i ponownie udać się do właściciela, który mówi, co wie na temat fotografii. Wszelkie informacje weryfikują na zakończenie dwie starsze panie, które jak mówi p. Jola „mają cudowną pamięć i mimo podeszłego już wieku są bardzo rześkie i dziarskie”.

Magia jednego zdjęcia


Trzy lata temu w ręce p. Marii trafiła niezwykła fotografia z 8 czerwca 1911 roku. Zdjęcie zrobione przed bramą wejściową na plac kościelny w Ogrodzieńcu przedstawia 250-osobową grupę „miejscowej śmietanki”, która wspólnie świętowała obchody Bożego Ciała. Fotografia z pozoru normalna, zrobiła na pasjonatce ogromne wrażenie. W głowie zaczął tlić się pewien zamysł. – „Gdy zobaczyłam to zdjęcie, stwierdziłam, że można to wydarzenie powtórzyć. Dokładnie w stulecie tamtego święta, które w 2011 roku wypada 23 czerwca”. Pani Maria szybko zaraziła swoim pomysłem innych. Zebrała się grupa dwudziestu zapaleńców,  powołując społeczny komitet Nasze Miasto Ogrodzieniec. Powstał projekt „Wspólna pamięć – Wspólna fotografia – Ogrodzieniec 1911-2011”, który grupa złożyła w ramach X konkursu Kultura Bliska 2010. – „Projekt budzi zainteresowanie, jest nowatorski  i robi wrażenie. Na konkurs wpłynęło ponad 1100 projektów. 90% z nich zostało odrzuconych w pierwszym etapie” – wyjaśnia p. Maria, która z zadowoleniem przyznaje, że na planowane przedsięwzięcie udało się Komitetowi zdobyć 7 tysięcy złotych dotacji.Impreza będzie czterodniowa. W czwartek odbędzie się wspólne zdjęcie, a w pozostałe dni mieszkańcy będą razem świętować. Tak, aby ci, którzy opuścili Ogrodzieniec, lecz czują więź z miastem i zdecydują się przyjechać, mieli co obejrzeć. Na pewno nie poczują się rozczarowani, bo program zapowiada się niezwykle ciekawie. – „W ciągu trzech lat, czyli od momentu, kiedy zaczęłam interesować się pamiętną fotografią, udało mi się zebrać sporo zdjęć z tamtej epoki, obrazujących wygląd miasta i jego mieszkańców” – mówi p. Maria. – „W ramach imprezy planujemy zrobić makietę Ogrodzieńca z 1911 roku i umieścić zdjęcia budynków, po powiększeniu, w miejscach, w których kiedyś się znajdowały. Chcemy przyciągnąć do tego ludzi, aby stali się współtwórcami projektu. Mieszkańcy tego domu, na którego płocie znajdzie się zdjęcie, będą się nim opiekować” – dodaje.
Poza tym organizatorzy planują wydanie pocztówek, kalendarza i planu miasta. – „Chcemy słupkami zaznaczać, jak przedstawiały się granice miasta w 1911 roku. Chcemy ożywić dawny rynek, tak aby wszystko miało swój klimat. Planujemy zorganizowanie jednodniowego fotograficznego studia retro. Plany i chęci są ogromne. Przed nami rok ciężkiej orki”.

Porozmawiać ze swoim dziadkiem


Pierwsze szczątkowe drzewo genealogiczne swojej rodziny pasjonatka zrobiła 30 lat temu. Teraz jego wygląd nabrał realnych kształtów dzięki wnikliwym poszukiwaniom, ale przede wszystkim rozmowom z najstarszymi członkami rodziny. Pani Maria ubolewa, że nie robiła tego wcześniej, bo wiele osób odeszło i od nikogo nie uzyska już cennych informacji. – „Mój ojciec zmarł dwa lata temu. Ostatnie trzy lata jego życia spędziliśmy na wielogodzinnych rozmowach. Zasada jest jedna: trzeba wszystko zapisywać, bo pamięć ludzka jest zawodna”. Marzeniem p. Marii jest wydanie tego, co zebrała o swojej rodzinie oraz o rodzinie męża w formie małej książeczki, a także publikacji dotyczącej opowieści o Ogrodzieńcu za okres ostatnich 200 lat. Jednocześnie pasjonatka zbiera starsze materiały, które – jak ma nadzieję – zaowocują wydaniem pełnej monografii Ogrodzieńca, łącznie z historią zamku. Na pytanie, jakich rad udzieliłaby osobie, która chciałaby zająć się genealogią na poważnie, odpowiada krótko i rzeczowo: „Kluczowa jest rozmowa z najstarszym członkami rodziny, bo oni najszybciej odchodzą. Kolejny krok to dokładne przejrzenie rodzinnych albumów i opisanie każdego ze zdjęć jak najbardziej szczegółowo. Krok trzeci to korzystanie z archiwów państwowych oraz parafialnych. Ogromnym ułatwieniem są również strony internetowe, utworzone przez takich pasjonatów jak ja: www.genealodzy.pl, www.forgen.pl i www.genopol.com, gdzie można wpisać swoje nazwisko i dowiedzieć się wielu ciekawych  rzeczy. Poza tym w prawie każdej rodzinie jest ktoś, kto się tym zajmował lub zajmuje i do takiej osoby należy zwrócić się o pomoc, a potem działać wspólnymi siłami”. Pani Maria podkreśla jednocześnie, że zabawa z genealogią jest nie po to, aby znaleźć szlacheckie korzenie czy wybitnego przodka, lecz aby poznać swoją tożsamość. Bo z genealogią jest tak, jak z silnymi plecami – wiemy, kim jesteśmy oraz skąd pochodzimy.
 

Artykuł archiwalny rozmowa Joanny Walczak z Marią Lipka-Stępniewską, rdzenna mieszkanka Ogrodzieńca. Z zawodu radca prawny, leczod czterech lat pasjonuje się genealogią własnej rodziny oraz historią swojego miasta.

Zawiercianin nr 4 (6) zima 2010
 

Wydawca:

Centrum Inicjatyw Lokalnych
42-400 Zawiercie, ul. Senatorska 14

Pomóż nam rozwijać serwis:
1%

Podaruj 1% podatku
KRS: 0000215720