poniedziałek, 25 Listopad 2024,
imieniny obchodzą: Katarzyna, Klemens

Aktualności

A A A

Strona główna / Aktualności / Rozmowa "dziadka" i "wnuczka" o kulturze współczesnej

Rozmowa "dziadka" i "wnuczka" o kulturze współczesnej

data dodania: 2010-07-28 12:10:29

Bogdan Dworak, fot. Michał Wnuk

Bogdan Dworak twierdzi, że jeśli ktoś nie czyta cztery godziny dziennie, to nie potrafi ani czynnie żyć we współczesności, ani w pełni ją zrozumieć. W prywatnych rozmowach zawsze atakuje pokolenie, w którym przypadłaby mu rola dziadka. Bardzo często w stosunku do młodych ludzi zachowuje się prowokacyjnie – rzecz jasna, na płaszczyźnie intelektualnej. Kiedy odwiedziłem Bogdana w jego marciszowskiej samotni, zadałem pytanie, które go rozzłościło: czy przeczytał te wszystkie książki, które szczelnie wypełniają przestrzeń niewielkiego pokoju. Odpowiedział, że znacznie więcej. I tak zaczęła się nasza rozmowa o kulturze…

Przemysław Pieniążek: Denerwujące jest to, że publicznie nazywasz mnie wnukiem.


Bogdan Dworak:
Mówię to serdecznie. Doceniam Twoją wiedzę o kulturze współczesnej. A jednak uważam Cię za wnuczka. Dzieciństwo i młodość spędzałem na wspólnych zabawach z Twoimi dziadkami po mieczu, a we wczesnej młodości poznałem Twoich dziadków po kądzieli.

P.P.: Z pewnych źródeł wiem, że masz mnie za „smarkacza”, który ma czelność wypowiadać się publicznie na temat filmu, prozy, poezji i wydarzeń kulturowych w Zawierciu.


B.D.:
Przesadzasz. Wydarzenia kulturowe w naszym mieście bardzo często są dla Ciebie pretekstem, aby mówić o kulturze nie tylko polskiej, ale w ogóle. Jednak trochę mnie denerwuje to Twoje zainteresowanie filmem i powieściami science-fiction, o których pisujesz na potęgę w tych wszystkich periodykach.

P.P.: Natomiast Ty mnie chwilami przerażasz, ponieważ swoją wiedzę kulturotwórczą sprowadzasz wyłącznie do zjawisk z Zagłębia, a w szczególności z Zawiercia!


B.D.: Dokonuję tego z całą perfidią, ponieważ byłem świadkiem tego, jak w Zawierciu, a nawet i w całym Zagłębiu, rodziło się pierwsze pokolenie robotników, a z tego pokolenia – stosunkowo niewielu w pierwszej połowie XX wieku, a w drugiej połowie już masowo – ukształtowała się i do dziś kształtuje społeczność inteligencka.

P.P.: No dobrze, ale powiedz, jaki procent tej inteligencji wniósł twórczy wkład w rozwój kultury Zagłębia?

B.D.: Nim narodzili się twórcy z pokolenia chłopów, którzy przyszli „za chlebem” do Zagłębia, wielcy poeci i pisarze dostrzegli problem narodzin polskiej warstwy robotniczej – w Łodzi Reymont, w Zagłębiu – Żeromski (udowodniono, że rozdarta sosna z „Ludzi bezdomnych” była symbolem Dąbrowy Górniczej) i Andrzej Niemojewski, wybitny poeta młodopolski, metafizyk, kierownik literacki Teatru Zagłębia w Sosnowcu, gdy ten był jeszcze wsią. W swoich wierszach opisywał niedolę chłopów, którzy szli poszukiwać pracy na terenie Zagłębia. Oto fragment: „Prawie każdy człowiek z wioski / Siał nadzieję, zbierał troski! / Ojciec przodem ruszył, dziecię / By zarobek znaleźć w świecie / Z płaczem nędzną chatę rzucił / Poszedł, poszedł – i nie wrócił…/ (…) / Tam, gdzie łuny krwawią nieba / Idziem, dziecko, szukać chleba!”.
Pamiętaj, że w Zagłębiu osiedlali się również inteligenci. Przecież ktoś musiał zarządzać nowo powstałymi zakładami pracy! W czasie zaborów Rosjanie, urzędnicy carscy, za karę byli zmuszani do osiedlania się w Zagłębiu, tak jak kiedyś na Syberii. Wielką rolę odgrywała również bogata arystokracja polska i kapitaliści. To właśnie hrabia Łubieński, pradziad znakomitego pisarza, dramaturga, redaktora naczelnego „Nowych Książek”, Tomasza Łubieńskiego, swoim kapitałem przyczynił się do budowy fabryk i kopalń, natomiast hrabia Przeździecki nie tylko wniósł kapitał do Zagłębia, ale także zamieszkał w Sosnowcu.  Potomek rodu, Jerzy Przeździecki, jest pisarzem, autorem scenariuszy filmowych i dramatów; jest aktywnym regionalistą, zwracającym uwagę na tożsamość kulturową Zagłębia.

P.P.: Zawsze podkreślałeś, że jesteś potomkiem „motłochu zagłębiowskiego”, ale z Twoich wypowiedzi wynika, jak bardzo sobie cenisz inteligentów, nawet jeśli są pochodzenia arystokratycznego. A przecież kształciłeś się w epoce, kiedy nie tylko arystokrata i ziemianin, ale także kupiec i rzemieślnik, tak zwani prywaciarze, byli „wrogami ludu”.

B.D.: Bo wydaje mi się, że kultura jest ponad wszelkimi podziałami i aspiracjami polityków walczących o stołki.

P.P.: A czy w okresie po odzyskaniu niepodległości, w dwudziestoleciu międzywojennym, z pokolenia chłopów, którzy osiedlili się w Zawierciu i na terenie Zagłębia, „narodzili się” przedstawiciele inteligencji?

B.D.: Oczywiście. Na przykład Jan Waśniewski, autor znakomitej powieści o zagłębiowskich górnikach pod tytułem „Ognie w pirytach”. Powieść tę przyćmiły jednak osiągnięcia Gustawa Morcinka i jego „Wyrąbany chodnik”. Waśniewski był także znakomitym radiowcem; w latach 1930-1938 roku pracował w radio w Warszawie. W ramach współpracy z tym medium przygotowywał audycje dla górników i innych środowisk robotniczych.

P.P.: Ale aż do przesady podkreślasz rolę Zawiercia w Zagłębiu, choć niektórzy „znawcy” twierdzą, że Zawiercie nie należy do Zagłębia…

B.D.:
Niezależnie od teoretyków walki klasowej, w Zawierciu urodził się, ukończył szkołę średnią i zostawił przeogromny dorobek literaturoznawczy Wiktor Weintraub – Żyd, syn kasjera w TAZ. Będąc profesorem Uniwersytetu Harvarda, w ogłoszonym życiorysie podkreślał rolę Zawiercia w swoim twórczym życiu. Co więcej, zgromadził imponujący zbiór poloników w bibliotece uniwersyteckiej.

P.P.: Zgoda, ale to są jedynie sporadyczne rodzynki w cieście. A gdzie ten razowiec, codzienny chleb kultury Zagłębia?

B.D.:
A czy nie lubisz wybierać rodzynków z ciasta? Razowiec kulturowy nie tylko w Zagłębiu i Zawierciu, ale i w całej Polsce był wypiekany z różnych zbóż, w różnych piekarniach, szczególnie przez pięćdziesiąt lat drugiej połowy XX wieku. Zawiercie, jak i Zagłębie, zostało przypisane do województwa śląskiego, a nawet przez kilka lat figurowało jako Zagłębie Śląsko-Dąbrowskie. Potem politycy zlikwidowali ostatni człon i tylko w świadomości obywatelskiej ziemie od rzeki Brynicy po Zawiercie, a nawet i po Myszków, określane są mianem Zagłębia. 

P.P.: A czy na tej ziemi narodzili się twórcy kultury nie tylko literackiej, ale tej w szerokim rozumieniu – kultury jako „worka bez dna”?

B.D.: Cóż, nie jest mi łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Zagłębie w PRL-u stało się symbolem sukcesu zwycięskiej klasy robotniczej, a pojęcie „czerwonego Zagłębia” do dziś niepokoi samorodków tzw. prawicy polskiej oraz niektóre kręgi klerykalne. Ta sytuacja nie jest prawdziwa. Stała się ona narzędziem agresywnej i zręcznej propagandy partyjnych działaczy jedynie słusznej ideologii. Tuż po wojnie Włodek Buczek z ulicy Szkolnej trafił do Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, którą z powodzeniem ukończył, odnosząc sukcesy jako malarz. Był zwolennikiem socrealizmu. Skusił się nawet na namalowanie herbu Zawiercia jako miasta socrealistycznego. Herb był szary i smutny, więc kiedy byłem radnym, wymieniłem go na przedwojenny.
Ale chciałbym zwrócić Twoją uwagę na inne ważne zjawisko, jakim była likwidacja analfabetyzmu pod koniec lat czterdziestych. Pamiętam, że znalazłem się w grupie uczniów, których dyrektor wysłał do pewnego robotnika mieszkającego przy ulicy Marszałkowskiej w Zawierciu, abym go uczył pisać i czytać. Taką misją obarczono wielu uczniów szkół średnich z naszego miasta. Ponieważ sam urodziłem się i wychowałem w takim środowisku, wkurzają mnie ludzie, którzy uważają mnie za maniaka z uporem walczącego o tożsamość kulturową Zagłębia. Przecież to z tego środowiska analfabetów i półanalfabetów, ale ludzi uczciwej pracy, narodziły się grupy społeczne, które stały się symbolem wszystkiego, co im dał socjalizm i czym ich okaleczył. Urzędnicy, funkcjonariusze bezpieczeństwa, ale także inteligencja techniczna i medyczna oraz animatorzy i twórcy kultury.

P.P.: Miałeś mówić o kulturze, a tymczasem dokonujesz dygresyjnych analiz socjologicznych…

B.D.: W mojej bibliotece, liczącej kilka tysięcy pozycji, przynajmniej jeden regał z trudem mieści dzieła socjologiczne poświęcone kulturze. Od kilkudziesięciu lat kultura w krajach rozwiniętych staje się pierwszorzędnym zjawiskiem społecznym. Im wyższy poziom kultury społeczeństwa, tym większy sukces ekonomiczny tych społeczeństw. Nie mówiąc już o podstawowych pojęciach obywatelskości. To kultura najbardziej łączy obywateli. Teoretycznie tak być powinno. W praktyce dzieje się to w niewielu krajach i społeczeństwach. Być może dlatego, że z pojęcia kultury oddzieliło się zjawisko zwane kulturą masową.  Według znawców przedmiotu, nie jest ona w ogóle kulturą. Jest jednym z elementów „worka kultury”, zaspokajającym najniższe instynkty mas. To wcale jednak nie znaczy, że jest wadliwa, chociaż taka bywa. Potrzeba kultury masowej zrodziła przemysł szołbiznesu. Konsumenci kultury masowej wcale nie mają potrzeby obcowania z dziełami wielkich twórców kultury starożytnej, nowożytnej czy współczesnej. Nie potrzebują Joyce’a, Prousta, Millera, Musila, Manna, czy – patrząc na nasze podwórko – Dąbrowskiej, Witkiewicza, Gombrowicza czy Myśliwskiego. Pojęcie kultury z najwyższej półki i kultury masowej podzieliło społeczeństwo na odbiorców i twórców. Kultura masowa doskonale trafia w gusta publiczności. Część twórców tej kultury bazuje na zaspokajaniu najniższych instynktów tej grupy społecznej, uodpornionej na wyższe potrzeby kulturowe, rekompensując jej ochoczą bierność szeroką ofertą doznań cywilizacyjnych (Internet czy tzw. pismo obrazkowe tandetnych programów telewizyjnych). Najważniejszym usprawiedliwieniem kultury masowej jest to, że jest jednym z najbardziej dochodowych zjawisk. Na wieczór autorski laureata Literackiej Nagrody Nobla przychodzi od 50 do 100 osób, w dodatku wstęp jest darmowy. Na koncert kapeli rockowej, hip-hopowej czy na występ wokalistki z kolczykiem w pępku walą tysiące, płacąc za bilet o wiele więcej, niż za bilet do opery czy do teatru.

P.P.: Również czytam dzieła socjologiczne i zapamiętałem z lektury Stefana Czarnowskiego, że zauważany także przez współczesnych publicystów konflikt między starcami a młodzieżą istniał we wszystkich epokach, towarzysząc narodzinom nowych zjawisk kulturowych.

B.D.: Oczywiście, że wiedziałem o tym konflikcie. Inaczej on przebiega w sytuacji ogólnonarodowej, a inaczej w środowisku zawierciańsko-zagłębiowskim, które własną kulturę tworzy od niespełna wieku. Ten konflikt jednak istnieje. Rozmawiam z wieloma ludźmi w wieku szkolnym, a także studenckim, którzy nie potrafią wymienić kilku malarzy Zagłębia, tworzących dzieła o tematyce zagłębiowskiej, które odniosły sukces europejski. Podobnie jest z twórcami innych dziedzin kultury, np. z kręgu literatury czy muzyki. Twórczość Michała Spisaka, wybitnego muzyka awangardowego tworzącego za granicą, rodowitego dąbrowianina, która zainspirowała władze Dąbrowy Górniczej do zorganizowania Międzynarodowego Konkursu Muzycznego jego imienia, jest tego najlepszym przykładem. Natomiast jeśli chodzi o literackie osiągnięcia twórców z Zagłębia, to, niestety, zły wpływ wywarł na nich socrealizm. Wiele z książek powstałych w tamtych latach jest nie najwyższych lotów. Co więcej, utwory skażone ideologią okazują się dla dzisiejszych czytelników dziełami martwymi. Tak jest w przypadku twórczości Marii Klimas-Błachutowej, swoją drogą bardzo utalentowanej powieściopisarki, jak również Jana Pierzchały czy Stanisława Broszkiewicza. Powstały dzieła kłamliwie opisujące rzeczywistość Zagłębia. Przykładem może być książka Moniki Warneńskiej pt. „Zawiercie – miasto przywrócone życiu”. To pokolenie dziadków, do którego należę. W tej chwili przypomniałem sobie o pradziadku rodem z Zawiercia, który winien być chlubą naszego miasta po wsze czasy. Myślę tu o Julianie Majcherczyku, który przed wojną został Laureatem Srebrnego Wawrzynu Polskiej Akademii Literatury. Nie jest ani patronem żadnej ulicy, ani patronem szkoły, którą skończył, ponieważ o historycznych wydarzeniach kulturowych w Zawierciu od kilkudziesięciu lat decydują ludzie, którzy osiedlili się w tym mieście w latach pięćdziesiątych.

P.P.: Przepraszam bardzo, ale co to ma wspólnego z kulturowym konfliktem pokoleń? 

B.D.:
Och, przecież nie prowadzimy nudnej rozmowy seminarium akademickiego, lecz kawiarniano-redakcyjny dialog. Muszę Ci przypomnieć, że w czasach cenzury tego typu dialogi były najważniejszą opinią publiczną. Ludzie krzyczeli: „Prasa kłamie”.

P.P.: W porządku. Proszę zatem, abyś wskazał nowe pokolenie twórców kultury na terenie Zagłębia.

B.D.:
Może zacznę od Zawiercia. Dariusz Kosiński, absolwent Liceum im. Majakowskiego, zaczynał jako poeta w grupie „Szarlej”. W tej chwili jest profesorem zwyczajnym UJ. Jego dorobek naukowy z dziedziny teatrologii przerasta moje wyobrażenie. Syn kierowcy i naczelniczki poczty wyrokuje o osiągnięciach teatru polskiego i światowego!
Z tej samej grupy pochodzi Rafał Kierzynka, laureat wielu nagród poetyckich, który tworzy i drukuje świetną prozę, dodatkowo zarabiając na chleb jako prezes sądu. Propozycje artystyczne tego pokolenia przeciwstawiają się ideologii tych twórców, dla których socrealizm był źródłem sukcesu. Wystarczy, że przypomnę nazwisko buntownika poetyckiego z Dąbrowy Górniczej, Pawła Lekszyckiego, który tom swojej poezji nazwał prowokacyjnie „Wiersze zbrukane”.

P.P.: Dlaczego nie przywołasz nazwisk młodych twórców kultury?
B.D.: Ponieważ staram się zwrócić szczególną uwagę na bliskie mojemu sercu Zawiercie. Nie mam jednak zbyt wielu powodów do radości. Będąc radnym w pierwszych latach transformacji ustrojowej, byłem współtwórcą „Gazety Zawierciańskiej”. Wtedy problemy kultury poruszane na łamach gazety, jak również popieranie młodych ludzi piszących, wydawało mi się najważniejsze. I nawet się to w pewnej części udawało. Niestety, nie pamiętam ile razy ta gazeta była zawieszana i odwieszana. A przecież miała rozświetlać robotnicze miasto kagankiem oświaty, będąc równocześnie dziełem i sztandarem obywatelskiego społeczeństwa.

P.P.: Znowu nie odpowiadasz na pytanie…

B.D.: Nie unikam odpowiedzi, tylko chciałem przypomnieć, że lokalna gazeta miała być miejscem dla młodych twórców z terenu Zawiercia. Jedynie debiutantom z grupy „Szarlej”, w czasach, kiedy nie było jeszcze „Gazety Zawierciańskiej”, umożliwiłem publikowanie na łamach centralnej prasy literackiej. Ale z satysfakcją dostrzegam wzmożoną działalność młodych także na innej niwie. Doskonałym przykładem jest Bartek Pacan, który zdobywa europejski sukces jako wykonawca utworów na klarnet. Koncertował z najznamienitszymi orkiestrami w Europie! Nie można także przeoczyć osoby Marka Baczewskiego. Jedynym sprawdzianem wpływu kultury masowej i kultury z wysokiej półki są imprezy organizowane w naszym mieście. Na koncerty popkulturowe przychodzą tysiące. Na stałą scenę literacką w Zawierciu, jedną z dwóch w Polsce, przychodzi najwyżej 40 osób. Więc konflikt wynikający z różnicy pokoleń zakorzeniony jest w tych grupach społecznych, gdzie kultura zawsze była dodatkiem do trudu zdobywania chleba powszedniego. Być może wrócimy jeszcze w innej rozmowie do sytuacji i roli pokolenia inteligentów w przemysłowym okręgu Zawiercia i Zagłębia.

P.P.: Niewykluczone.

 

Bogdan Dworak, fot. Michał Wnuk
Wydawca:

Centrum Inicjatyw Lokalnych
42-400 Zawiercie, ul. Senatorska 14

Pomóż nam rozwijać serwis:
1%

Podaruj 1% podatku
KRS: 0000215720