Aktualności
Strona główna / Aktualności / Wolontariat w Hiszpanii.
Wolontariat w Hiszpanii.
data dodania: 2010-02-04 21:39:03
Przed wyjazdem do Hiszpanii słyszałam trochę na temat wolontariatu europejskiego EVS (European Voluntary Service). Pewnego dnia pomyślałam więc, że ja też spróbuję. O sposobie na to jak zrozumieć bez napisów co mówi pod nosem Penelope Cruz pisze Katarzyna Kleszczewska.
Zaczęłam wysyłać e-maile do różnych organizacji z zapytaniem, czy potrzebują wolontariusza. I udało się! Do dziś pamiętam list, który otrzymałam z Fromisty – maleńkiej miejscowości na północy Hiszpanii. Od razu przesłałam go Pawłowi z mojej organizacji wysyłającej (Klub Sportów Ekstremalnych Jura w Zawierciu) i skakałam z radości, nie dowierzając, że naprawdę mnie wybrali. Projekt miał trwać dziewięć miesięcy – od października do lipca – a jego głównym punktem miała być praca ze starszymi osobami w rezydencji trzeciego wieku „Villa de Milagros”.
Przed samym odlotem nawet się tak bardzo nie stresowałam, mimo iż nie wiedziałam, jak się odnajdę w nowym otoczeniu. Był to mój pierwszy samotny wyjazd zagranicę i bałam się, czy nie zgubię się gdzieś po drodze do „mojej” wioski. Lotnisko w Madrycie budziło we mnie przerażanie, zwłaszcza że prawie nie znałam hiszpańskiego, a mieszkańcy tego kraju zazwyczaj kiepsko opanowali angielski.
Wyjeżdżając do Hiszpanii miałam pewne cele, takie jak zmienić coś w moim życiu, sprawdzić się w nowej sytuacji, przeżyć przygodę, być bardziej niezależną i pewną siebie, pomagać innym, rozwijać się, zobaczyć jak wygląda życie i praca w innym kraju, poznać nowych ludzi, nową kulturę, nauczyć się języka, po powrocie promować EVS w moim mieście, zrobić kolejny krok w Programie Młodzież w Działaniu, nauczyć się gotować itp.
Większość tych zamiarów udało się zrealizować. Wyjazd ten był wielką zmianą w moim życiu, nigdy wcześniej nie byłam sama tak daleko od domu. Udało mi się poznać kulturę Hiszpanii od kuchni. Przebywając kilka dni na zorganizowanej wycieczce, nie dowiedziałabym się tak wiele na temat tego kraju, jego mieszkańców i ich obyczajów.
Co do pracy, to dzięki różnorodności mojego projektu realizowane zadania nie ograniczały się tylko do pracy we wspomnianej rezydencji trzeciego wieku. Oprócz tego miałam możliwość wykazać się w domu młodzieżowym czy w informacji turystycznej.
W rezydencji początkowo przyglądałam się temu, co robi Maria Jose, która była moją opiekunką i jednocześnie pracownikiem rezydencji. Pomagałam jej w grach i zabawach, które nie wymagały ode mnie dużo mówienia. Później starałam się robić to wszystko sama. Trzy razy w tygodniu – w poniedziałki, środy i piątki – spotykaliśmy się w sali telewizyjnej i tam próbowałyśmy zachęcać wszystkich mieszkańców rezydencji do wspólnych zajęć. Nie zawsze było to łatwe i nie wszyscy chętnie brali w nich udział, ale zawsze starałyśmy się ich przekonać do wspólnej zabawy. Niektórzy najchętniej oglądaliby cały dzień telewizję i siedzieli w fotelu. Odrobina ruchu była bardzo ważna, więc oprócz gier poprawiających pamięć i zmuszających ich do myślenia, organizowałyśmy zajęcia z gimnastyki czy sportowe, np. kręgle, koszykówka, rzutki.
We wtorki i czwartki zabierałyśmy chętnych do mniejszej salki, w której zazwyczaj rysowali, rozwiązywali przygotowywane przez nas zadania, układali puzzle i inne układanki. Praca ta wymagała dużo cierpliwości, spokoju i empatii. Po południu przychodziłam już sama do rezydencji i początkowo wyciągnięcie pań z sali telewizyjnej do drugiego pokoju zajmowało mi trochę czasu i wysiłku. Później natomiast, gdy tylko się pojawiałam, od razu wstawały z krzeseł i szły razem ze mną. Powoli nabierały do mnie zaufania. Podobało mi się, gdy nazywali mnie „la profesora” – pani profesor. Mimo iż czasami miałam problemy z językiem hiszpańskim, zawsze starałam się dać jak najwięcej od siebie.
W Youth House (domu młodzieżowym) wykonywałam natomiast głównie prace biurowe, w zależności od tego, co było do zrobienia – plakaty, statystyki w Excelu, wrzucanie newsów na stronę internetową czy wyszukiwanie informacji na temat Fromisty w lokalnej prasie i Internecie. Kiedy Sorai – szefowej Youth House i koordynatorki mojego projektu nie było w biurze, wówczas szefową byłam ja. Udzielałam informacji przez telefon, sprawdzałam pocztę. Pisałam również artykuły na temat wolontariatu. Z dzieciakami miałam okazję popracować tylko trochę w okresie świątecznym, gdy organizowano dla nich zajęcia w domu kultury. Uczestniczyłam również w spotkaniu z uczniami jednego z liceum i opowiadałam im po angielsku o wolontariacie.
Kiedy już w miarę swobodnie mogłam się porozumiewać w języku hiszpańskim, rozpoczęłam pracę w Informacji Turystycznej. Przez Fromistę każdego dnia przechodzi wielu pielgrzymów, udających się do grobu Św. Jakuba w Santiago de Compostella. Moim zadaniem było udzielanie informacji na temat naszej małej wioski, jej atrakcji turystycznych czy schronisk na kolejnym etapie ich drogi. Biuro było wyposażone we wszystkie niezbędne informacje, książki, ulotki, mapy. Niektórzy wpadali tylko po pieczątkę. Oprócz pielgrzymów przyjeżdżało również wielu turystów, ponieważ we Fromiście znajduje się słynny kościół romański z 1066 roku – San Martin. Oprócz niego są też gotyckie świątynie San Pedro i Santa Maria del Castillo, w której od niedawna można obejrzeć prezentację multimedialną na temat legend i cudów na drodze do Santiago. Przyznam, że w przyszłości sama chciałabym pokonać pieszo tę trasę. Brałam również udział w targach turystycznych w Valladolid i promowałam moją wioskę na szkoleniach wśród innych wolontariuszy.
Pomimo wielu trudności nie żałuję wyjazdu i udziału w tym projekcie. Bez znajomości języka było ciężko i strasznie denerwowałam się, gdy nie mogłam powiedzieć tego, czego chciałam. Przez pewien okres musiałam mieszkać sama, gdyż druga wolontariuszka w grudniu postanowiła wrócić do Włoch, a nowi wolontariusze przyjechali dopiero w maju. Ta sytuacja tylko mnie wzmocniła i dodała sił. Miałam poczucie, że robię coś ważnego i ktoś to docenia. Każdy uśmiech na twarzy moich podopiecznych sprawiał mi ogromną radość i przyjemność. Poznałam nowych fantastycznych ludzi, z którymi cały czas jestem w kontakcie, nie tylko tych, którzy mieszkali ze mną, ale również podczas szkoleń dla wolontariuszy, m.in. w Leon i Maladze. Mogłam rozwinąć jedną z moich pasji, jaką jest podróżowanie. Mapę Hiszpanii znam już tak dobrze, jak mapę Polski.
Wyjazd był doskonałą inwestycją w siebie. Dodał mi dużo energii, pewności i wiary we własne możliwości. To doskonała okazja do poznania siebie i swoich słabości. Już w Polsce, oglądając film Woody’ego Allena „Vicky Cristina Barcelona”, odczuwałam wielką satysfakcję, mogąc zrozumieć bez napisów co mówi pod nosem Penelope Cruz. Zachęcam wszystkich do spróbowania. Naprawdę warto.
Katarzyna Kleszczewska
Więcej o przygodach Kasi na wolontariacie w Hiszpanii można przeczytać na jej blogu na stronie zawiercianin.pl
Organizacja wysyłająca EVS:
Klub Sportów Ekstremalnych JURA
w Zawierciu
ul. Wierzbowa16 n
tel. 032 6702014