Aktualności
Strona główna / Aktualności / Wrzos najpiękniej zakwita jesienią
Wrzos najpiękniej zakwita jesienią
data dodania: 2010-04-16 10:53:44
Pogodni, zawsze uśmiechnięci. W swoich prostych, regionalnych strojach prezentują się naprawdę dostojnie. Wyśmienicie gotują, wyplatają koszyki, śpiewają, wystawiają scenki, biorą udział w licznych imprezach, przeglądach i konkursach. Z całych sił pragną utrzymać i przekazać lokalną tradycję. Zespół Folklorystyczny Wrzos to grono 26 mieszkańców (kobiet, mężczyzn, dzieci) Kolonii Ryczów, które ma na swoim koncie sporo osiągnięć. I nie zamierzają spocząć na laurach.
Wszystko zaczęło się 14 września 1981 roku. W Ryczowie-Kolonii nie było ani Rady Sołeckiej, ani Straży Pożarnej, ani Koła Gospody Wiejskich. I należało to jak najszybciej zmienić. Kołem zamachowym wszystkich przekształceń był ówczesny naczelnik gminy, Janusz Kopeć. Została powołana Ochotnicza Straż Pożarna, a następnie Koło Gospodyń. Początkowo spotkania odbywały się w prywatnych domach, ale naczelnik podsunął myśl budowy remizy. Cztery lata później stanął okazały budynek, w którym zebrania i próby odbywają się do dnia dzisiejszego. Z 38 członkiń KGW zostało już tylko 26. Ale nie liczby się tu liczą, lecz jakość, niegasnące chęci i wiara we własne możliwości. A tego w Zespole na pewno nie brakuje.
Jak kluski, to tylko bite pałą
Lista osiągnięć bohaterów artykułu jest imponująca, a trzytomowa kronika ich działań robi niesamowite wrażenie. Zdjęcia z występów z różnych zakątków Polski, materiały prasowe, podziękowania, dyplomy, sesje zdjęciowe. Jest nawet nagroda Ministra Edukacji Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz pamiątkowe fotografie z wyjazdu do Brukseli. Trochę się tego uzbierało. Wyróżnień jest znacznie więcej po roku 2004, kiedy to Koło Gospodyń Wiejskich postanowiło przekształcić się w Zespół Folklorystyczny. – Początkowo działałyśmy jako KGW – wyjaśnia Henryka Pilarczyk, przewodnicząca Koła. – W sąsiednim Ryczowie też funkcjonuje taka organizacja. Podczas występów nasza miejscowość niestety nie była brana pod uwagę. Trochę nas to niepokoiło, bo my pracowałyśmy, a koleżanki laury zbierały – dodaje szefowa. Teraz jest wszystko jak należy. Podczas konkursów Zespół jest wyróżniany, a każdy zdobywa laury na swoje konto. Na pytanie o rywalizację pomiędzy Ryczowem-Kolonią a Ryczowem, pani Henryka odpowiada szczerze: Oczywiście, że jest – śmieje się. – Po cywilnemu chętnie rozmawiamy, ale podczas wyjazdów na występy jest rywalizacja i koniec.!Działalności Zespołu niczym się nie różni od działalności Koła. Repertuar nie dość, że ciekawy, to w dodatku jego zakres jest bardzo szeroki. Na szczególną uwagę zasługują tradycyjne obrzędy, wystawiane niemal na każdym przeglądzie. Najpierw powstały godzinki. W Kolonii nie było kaplicy, a kościół dopiero w Ogrodzieńcu lub Pilicy. Śpiewało się zatem godzinki po domach. Było też topienie marzanny, dziady i Strachy, ale największy sukces Zespół odniósł dzięki inscenizacjom wyplatania koszyków oraz obgrywojkom, według scenariuszy napisanych przez Jolantę Sprężak-Wawrzyk.
– Nasze okolice to był bardzo biedny teren – wyjaśnia pani Henryka. – Mieszkańcy zimową porą wyplatali koszyki z korzeni sosnowych i z tego się utrzymywali. W tej dziedzinie specjalizuje się u nas Marian Ścisłowski, choć kobiety też potrafią wyplatać. Jak koszyk jest dobrze zrobiony, to nawet woda się z niego nie wylewa, wszystko precyzyjnie korzeniami przyszyte. Czas zrobienia koszyka zależy od osobistych umiejętności oraz samego materiału. Gdy korzenie się nie łamią, to robota idzie szybko. Warunek jest jeden – muszą być suche. Członkinie Zespołu przyznają, że to zajęcie bardzo pracochłonne. Trzeba iść do lasu, ukopać korzeni, oczyścić i dopiero można uplatać. Ale kosze przydatne. Można w nich przechowywać dosłownie wszystko: owoce, warzywa, mąkę, a nawet cukier.Z obgrywojkami to już trochę inna sprawa. To taka regionalna tradycja, kiedy 8 maja, w dniu imienin Stanisława, kapela odwiedza jubilata i przygrywa mu w prezencie. Nie byłoby zwyczaju, gdyby nie funkcjonowanie trzypokoleniowej Kapeli Ludowej „Stanisław”, która jest nierozłącznym elementem Zespołu. Jak mówią zgodnie członkinie: Bez Kapeli nie ruszamy się nigdzie. Obecnie należy do niej pięć osób. Kapela odnosi duże sukcesy, choć po tragicznej śmierci kierownika Stanisława Kołtona w 2008 r., sporo się zmieniło. – Brakuje go bardzo – przyznają ze smutkiem członkinie. – W kapeli nadal gra jego syn i 9-letni wnuczek, ale nie ma już tego koła zamachowego, jakim był nasz Stasiu. Na razie nie mamy konkretnego zastępcy – mówią. Kierownik kapeli grał na guzikówce, akordeonie i organach kościelnych. Nie będzie już takiego drugiego.
– Niedawno powstało widowisko Pustocha, według scenariusza i scenografii Jolanty Sprężak-Wawrzyk – wyjaśnia Helena Żak, najstarsza w Zespole. – Dawniej wesela odbywały się w poniedziałki. W sobotę były przygotowania, a w niedzielę pustocha. Wieczorem schodzili się weselnicy, przynosili i przybijali koronę, a przy tym głośno śpiewali. Potem zapraszano ich do izby, częstowano ciastem drożdżowym, czyli plackiem rusanym. Była kawa zbożowa z mlekiem i kapusta z grochem. Oj, co to były za czasy – uśmiecha się.W zespole nie brakuje również wyśmienitych kucharek. Tradycje smacznej i dobrej kuchni przekazywane są tutaj z pokolenia na pokolenie. W opasłym menu Wrzosu dwie potrawy zasługują na szczególne uznanie. Pierwsza to polewka z ziemniakami, która w 2006 r. wywalczyła III nagrodę na I Festiwalu Kuchni Śląskiej „Śląskie Smaki”. – Bardzo smaczna potrawa, gotowana jeszcze przez nasze babcie – wyjaśnia aktywna członkini, Kazimiera Kołton, żona po zmarłym Stanisławie. – Druga to kluski bite pałą. Do ugotowanych ziemniaków dodaje się mąkę oraz rydze lub zieleniatki. Następnie bije się je pałą, wyjmuje łyżką maczaną w tłuszczu i polewa skwarkami. To pracochłonne zajęcie, ale dobrze, że mamy w naszych szeregach takiego gwiazdora, który pomoże nam tą pałą dobrze ciasto utłuc.W menu Wrzosu można znaleźć również kućmiok – placek tarty z ziemniaków i boczku, zapiekany, podawany również z sosem. – Efekt końcowy zależy od kieszeni i podniebienia – dodaje pani Kazimiera.
– Na polewkę i kluski prażone mamy certyfikat – wtrąca przewodnicząca i zaraz opowiada anegdotę z imprezy w Podzamczu, podczas której Wrzos otrzymał „Srebrną deskę”. – Był kucharz z hotelu „Centuria” i pyta się mnie, z jakich ziemniaków robimy prażuchy, bo wyszły doskonałe, żadnej grudki nie czuć. Ja uśmiecham się skrycie i mu odpowiadam: tych z „Biedronki”, Panie Kochany.
Oliwkowa spódnica i pająki ze słomy
Jeszcze pięć lat temu Wrzos miał tradycyjne stroje KGW – kolorowe spódniczki, białe bluzki, fartuchy i serdaki. Jednak podczas każdego konkursu jury zwracało paniom uwagę, że stroje są nieodpowiednie do ich regionu. Trzeba było to zmienić. Zadanie było niełatwe, bo brak jakiejkolwiek dokumentacji lokalnych strojów, nie mówiąc już o pieśniach.Sprawy w swoje ręce wzięła Jolanta Sprężak-Wawrzyk, której rodzina pochodzi z Ryczowa-Kolonii. W 2004 roku silnie zaangażowała się w działalność Zespołu. – Kazia Kołton i jej zmarły mąż to moje kuzynostwo – opisuje początki działalności we Wrzosie. – Zaproponowali, abym wspólnie z córką (wówczas 9-letnią Angelą) i resztą Zespołu wystąpiła na zamku w Ogrodzieńcu. Córka śpiewała i grała na skrzypcach, zdobywając później nominację do Ogólnopolskiego Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych. Potem Zespół zaczął uczestniczyć w znaczących przeglądach i festiwalach. Należało się bardziej zaangażować oraz nabyć wiedzę z zakresu folkloru i etnografii terenu, co było bardzo trudne ze względu na brak źródeł w literaturze. Nasz teren, uznany za mało interesujący, nie został opracowany przez etnografów.To dzięki ciężkiej pracy całego Zespołu, a w szczególności Jolanty Sprężak-Wawrzyk i Iwony Rajcy, powstało opracowanie „Ryczowski strój ludowy – rekonstrukcja etnograficzna i dokumentalna”. – Chodziły my i szukały po domach starszych mieszkańców fotografii, z których udało się nam odtworzyć stroje – mówi pani Henryka. Potem były liczne sesje: w Górnośląskim Parku Etnograficznym w Chorzowie, w Muzeum Górnośląskim w Bytomiu, w Ryczowie-Kolonii „w chałupie u dziadka Kołtona” oraz w plenerze.Po zaprezentowaniu garderoby Wrzosu, należy przyznać, że jest się czym pochwalić. Szerokie spódnice w kolorze brązowym, oliwkowym, zielonym, granatowym i bordo. Do tego dwa rodzaje marynarek, biała koszula ze stójką, chusta na głowę, sznurowane buty i czerwone korale, koniecznie koloru jarzębiny. Piękne, ozdobne duże chusty noszone od święta lub kraciaste na co dzień. Są również prawdziwe okazy – stuletnia chusta, czarny i malinowy kaftanik czy rekonstrukcja tradycyjnego stroju ślubnego z 1935 r. Nieliczne męskie grono nie jest w kwestii ubioru pokrzywdzone. – Naszym mężczyznom też szyliśmy ubrania – chwali się Kazimiera Kołton. – Proste spodnie koloru czarnego, biała koszula na stójce, ciemna marynarka, a do tego buty z cholewkami i kapelusz. Teraz strój Zespołu jest etnograficznie właściwy, a jury nie kręci już nosem. Warto podkreślić, że rekonstrukcja stroju była możliwa dzięki projektowi napisanemu przez Urząd Miasta i Gminy w Ogrodzieńcu w ramach Konkursu Przedsięwzięć Odnowy Wsi pod nazwą „Uzupełnienie w tradycyjne, regionalne elementy stroju ludowego oraz zakup instrumentów muzycznych dla Zespołu Folklorystycznego »Wrzos« z Ryczowa-Kolonii”. O właściwy przebieg rekonstrukcji stroju dbała Dobrawa Skonieczna-Gawlik, etnograf z Muzeum Zagłębia w Będzinie.Wspólną pracę widać również na przykładzie otwartej w dniu 25-lecia istnienia Zespołu Izby Regionalnej, mieszczącej się w remizie. Szkoda tylko, że można ją podziwiać już tylko na zdjęciach. – Trzeba było opuścić lokal, aby młodzież miała klub – wyjaśnia przewodnicząca. – A szkoda, bo było to w gminie jedyna taka Izba, która gromadziła stare przedmioty codziennego użytku, instrumenty, poduszki, kolebki i wiele innych. Funkcjonowała około roku.Izba już nie istnieje, ale pieśni towarzyszą paniom niemal każdego dnia. Członkinie Zespołu odtworzyły przyśpiewki z 1868 r. i tematycznie je usystematyzowano według wzoru prof. Krystyny Turek, podanego w literaturze etnograficznej. – Mamy piękne, stare pieśni do Pana Młodego czy błogosławieństwa Panny Młodej, Pieśń sierocą 14-zwrotkową – chwali się Helena Żak i zaczyna nucić. Po chwili dołączają pozostałe panie:
Tam za górą słoneczko wschodzi, nasza Marysia na ślub wychodzi,
Rącki podnosi i Pana Boga o szczęście prosi,
Oj Boże, Boże, dajże mi szczęście, Bo już idę pod jego pięści
Łostoncie z Bogiem moi rodzice.
Rękodzielnictwo to kolejny konik Wrzosu. W zmęczonych i przepracowanych, ale jakże sprawnych rękach powstają piękne łańcuchy i jeżyki na choinkę, girlandy do okien, wieńce dożynkowe, okazałe trzymetrowe palmy oraz choinki z bibuły. Na uwagę zasługują pająki robione ze słomy, ozdabiane kwiatami z bibuły. – Dużo cierpliwości trzeba – wyznaje pani Helena. – Tak, to bardzo pracochłonne – przytakuje Kazimiera. – Ale robimy to z wielką przyjemnością. Nasze pająki zdobią izby regionalne w muzeum na Węgrzech oraz w muzeum w Będzinie.
Odskocznia od rzeczywistości
Panie spotykają się nie tylko towarzysko, ale przede wszystkim na próbach, bo ciągle trzeba coś ulepszyć, przećwiczyć. A na każdy konkurs lub przegląd przygotować coś nowego. – To nie tak jak Maryla Rodowicz czy inne piosenkarki, że śpiewają jedno i to samo – śmieje się pani Henryka. – My co roku musimy przygotowywać co innego. Jednak kobiety żadnej pracy się nie boją i już teraz snują plany na najbliższe miesiące. – Przede wszystkim musimy dopracować obrzęd „Pustoch” – zaczyna wymieniać szefowa. – Nie wiem, czy uda się nam jechać w tym roku na festiwal do Kazimierza z obgrywojkami, ale na pewno w kwietniu mają być robione pierwsze zdjęcia do filmu, który powstanie na bazie scenariusza „Obgrywojek Stanisława”, podobnie jak powstała płyta z pieśni nagranych w 2009 roku. Na początku czerwca jedziemy na Przegląd Folklorystyczny do Szczekocin, gdzie zaprezentujemy przygotowane stare pieśni pątnicze – kontynuuje pani Henryka. – W sierpniu będziemy występować na Zamku w Ogrodzieńcu. Chcemy również wziąć udział w warsztatach teatralnych oraz zajęciach z rękodzieła ludowego, organizowanych m.in. przez Centrum Inicjatyw Lokalnych. Szykuje się zatem sporo pracy. Poza tym Jola Sprężak-Wawrzyk, nasze koło zamachowe i inicjatorka wszystkiego, pracuje nad kolejnymi tematami do występów. Opracowała niedawno publikację obrzędu Bożego Narodzenia. Szkoda tylko, że materiały zbierane przez lata przez członkinie Wrzosu jak na razie nie ujrzą światła dziennego w postacie publikacji. Jak przyznaje pani Jola, ze względu na stan zdrowia nie jestem w stanie zabiegać o pozyskanie funduszy na dokończenie materiałów – ekspertyzy oraz publikacji. Zespołowi przydałyby się też niewielki zastrzyk gotówki, ale panie zgodnie przyznają, że one wniosków o dofinansowanie pisać nie potrafią. Gmina, owszem, pomaga. Jeśli jest jakiś wyjazd, służy własnym transportem, jednak funduszy nie jest w Zespole za wiele. – Jak dostaniemy parę groszy nagrody, to musimy je trzymać na nasze potrzeby, głównie na prywatne konsultacje oraz zakup materiałów szkoleniowych – przyznaje pani Henryka. – Jakąś kartę świąteczną trzeba kupić czy materiały do robienia ozdób. A jak chcemy sobie przy kawce i dobrym ciastku usiąść, to robimy składkę po 5 zł. Jakoś sobie musimy radzić. Członkinie spytane o marzenia, odpowiadają zgodnie chórem: Abyśmy jak najdłużej wytrwały w tym wszystkim, tym bardziej, że promujemy naszą gminę, która powinna mieć z nas choć szczyptę zadowolenia. Na pytanie, co im daje działalność w Zespole, odpowiadają równie zgodnie: To odskocznia od rzeczywistości. Jak się długo się nie widzimy, to już za sobą tęsknimy. Nie ma kłótni, są tylko wymiany poglądów. Każdy wie, co ma robić – mówi przewodnicząca. I dodaje: Co kobiety na wsi widziały? Pracę w oborze, pracę w polu i jeszcze w zakładzie pracy. A na dodatek dzieci. To była nasza młodość. W tej chwili nie ma gospodarek, dziatwa nie potrzebuje już naszej pomocy. Mamy czas dla siebie.
– Dla mnie to także odskocznia – wtrąca na koniec Irena Półkoszek, długoletnia członkini. – U mnie co prawda dzieci pozostały, ale wnuki już powyrastały, nie potrzebują mojej opieki. Babcia ma trochę wolnego.
Artykuł archiwalny rozmowa Joanny Walczak o tym że Zespół Folklorystyczny Wrzos to grono 26 mieszkańców (kobiet, mężczyzn, dzieci) Kolonii Ryczów, które ma na swoim koncie sporo osiągnięć. I nie zamierzają spocząć na laurach.
Zawiercianin Nr 1 (3) wiosna 2010