Aktualności
Strona główna / Aktualności / Zawiercie. PKP traci kolejnych klientów
Zawiercie. PKP traci kolejnych klientów
data dodania: 2009-05-11 18:58:34
Tym ludziom serdecznie dziękuję za okazaną mi pomoc i zrozumienie. Chciałbym, by każdy pracownik PKP PR był tak miłym i uprzejmym jak ta drużyna konduktorska. Niestety, to co napiszę poniżej sprawia, że podróżować z PKP nie mam już zamiaru.
Po zjechaniu z peronu 2 w Zawierciu stwierdziłem, iż brama wyjazdowa jest zamknięta. Udałem się więc do kasy biletowej i poprosiłem kasjerkę o otwarcie bramy celem wyjazdu przedstawiając jej całą zaistniałą sytuację. Kobieta ta chwyciła za telefon i gdzieś zaczęła dzwonić. Zajęło jej to około 10 minut, po czym odłożyła słuchawkę i stwierdziła, że dyspozytor w Katowicach nie wyraził zgody na otwarcie bramy (na Boga, co ma jakiś dyspozytor z Katowic do durnej kłódki z łańcuchem na ledwo trzymającej się bramie w Zawierciu??). Poprosiłem ją, by dała mi numer telefonu do dyspozytora, iż sam wytłumaczę o co chodzi. Z wielką łaską wykręciła numer i podała mi słuchawkę. Okazało się, że nie połączyła się z dyspozytorem lecz z jakąś koleżanką. No ale przedstawiłem tej jej koleżance całą sprawę, po czym usłyszałem tą samą odpowiedź, co przekazała mi kasjerka: "dyspozytor nie wyraził zgody na otwarcie bramy". Zdesperowany udałem się do posterunku SOK, gdzie przedstawiłem sytuację. Zdziwiony oficer dyżurny wartowni SOK sam poszedł do tej kasjerki po numer telefonu do tego dyspozytora i dzwonił osobiście, tłumacząc całą sytuację. Wreszcie dyspozytor wyraził zgodę. SOKista przekazał mi, bym poszedł pod kasę i zaraz kasjerka wyjdzie i otworzy bramę. Podszedłem pod kasę, ale ta jak siedziała tak siedzi. Pytam się więc, czy ma zamiar w ogóle wyjść tą bramę otworzyć, bo dyspozytor wyraził zgodę. Ona na to, że ona o niczym nie wie. Poszedłem znów do SOK isty i ten znów dzwonił do dyspozytora. Dyspozytor stwierdził, że dzwonił do kasjerki by wyszła otworzyć bramę. SOKista znów poszedł ze mną do tej kasjerki a ta stwierdziła, iż nikt do nie nie dzwonił. Sokista znów poszedł dzwonić do dyspozytora ale w tym czasie kasjerka uciekła na zaplecze i już stamtąd nie wyszła.
Z pomocą przyszedł mi kolega, który z wielkim trudem przeprowadził skuter przez dwa tory szlakowe (ok 80 metrów prowadzenia zdefektowanej maszyny po torze), po czym udało mu się po podstawionych kamieniach wepchnąć skuter na peron 1, z którego już jest normalny zjazd. Dzięki temu udało mi się wyprowadzić skuter z dworca. Inaczej pewnie bym stał na tym 2 peronie do tej pory.
W tym miejscu bardzo "dziękuję" za okazaną mi (ofierze wypadku) pomoc kasjerce (w nocy jest tylko jedna) i mam nadzieję, że kiedyś sama znajdzie się w podobnej sytuacji, i nikt jej pomocy nie udzieli. Ile trzeba mieć w sobie zwykłego chamstwa i prostactwa, by z otwarcia durnej bramy zamykanej na żeliwną kłódkę i łańcuch zrobić wielkie HALLO na całą dyrekcję. Przecież odrobina dobrej woli wystarczyła by, by pożyczyć ten durny klucz bym mógł wyjechać z terenu dworca, tym bardziej, że posiadałem wszelkie zaświadczenia z Policji o zaistniałym wypadku. Kobieta ta potraktowała mnie co najmniej jak intruza, ba, złodzieja, który chce wywieźć ze stacji chyba wszystkie tory. Jeszcze bezczelnie powiedziała mi, bym sobie zniósł skuter po schodach, po tym, jak poinformowałem ją, że mam zwichniętą prawą rękę i stłuczoną nogę.
Dzięki tej pseudo kobiecie publicznie oświadczam, że więcej z usług PKP nie skorzystam (chyba że pojadę bez biletu na gapę). A nie skorzystam, gdyż ja ciężko muszę pracować na pieniądze i na pewno z moich pieniędzy to babsko wypłaty nie dostanie. Po za tym bałbym się, że gdyby np coś mi się stało kiedyś w pociągu (zawał serca, zasłabnięcie itp itd) to nawet karetka pogotowia nie miała by jak dojechać by udzielić mi pomocy.
Marcin Gądek
Żródło, Publikacja ta dostępna jest na licencji Creative Commons