Aktualności
Strona główna / Aktualności / Zawsze z chęcią tu wracam
Zawsze z chęcią tu wracam
data dodania: 2013-07-11 10:50:28
Pochodzi z niewielkich Pradeł, ale usłyszała o niej cała Polska – a co ważniejsze: usłyszała ją. Ma talent, piękny głos, pomysły i wiele zapału. O swojej karierze, zamiłowaniu do śpiewania i przywiązaniu do rodzinnych stron opowiada Katarzyna Sochacka, wokalistka, autorka tekstów i finalistka programu „Mam Talent”, w rozmowie z Pawłem Kmiecikiem.
P.K.: Wywiad rozpoczynamy tuż po jednym z Twoich koncertów. Jakie wrażenia po występie?
K. S.: Było bardzo przyjemnie, bardzo mi się podobało.
P.K.: Lubisz koncertować?
K.S.: Uwielbiam! To jest całe moje jestestwo w tym momencie.
P.K.: Ale jest też eksploatujące zdrowotnie. Przed ostatnim koncertem trochę się rozchorowałaś.
K.S.: Od pewnego czasu nie mogę się porządnie wykurować, bo cały czas są koncerty. Ale nie narzekam, moja menedżerka sprawnie działa, zapewniła mi bardzo koncertowy okres.
P.K.: Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?
K.S.: Ta przygoda trwa niemal odkąd pamiętam, bo pochodzę z muzykalnej rodziny. W domu bardzo często śpiewałam i grałam na instrumentach. W takiej właśnie atmosferze dorastałam. Swój pierwszy „oficjalny koncert” pamiętam w wieku 6 lat, gdy zaśpiewałam piosenkę Shazzy „Dotykam nieba”. W gimnazjum jedna z nauczycielek pewnego razu, gdy wpuszczała mnie na obiad, stwierdziła, że mam fajny głos i muszę przyjść na zajęcia chóru. To była moja pierwsza styczność z występami. Następnie założyłam swoją pierwszą kapelę, później drugą i zaczęliśmy grać z kolegami z mojej miejscowości. Następnie przyszedł czas studiów – jako kierunek wybrałam ekonomię. Trochę było mi szkoda wyjazdu do Krakowa, bo wiedziałam, że skończy się moja muzyczna działalność w Pradłach. Nie chciałam, żeby tak było, więc poszłam do Krakowskiej Szkoły Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Gdy tam trafiłam, okazało się, że trochę już w tej kwestii potrafię – chwaliły mnie nauczycielki, w co na początku nieszczególnie wierzyłam. Namawiały mnie, żebym zgłosiła się do jakiegoś konkursu muzycznego, a więc po pierwszym roku spróbowałam swoich sił w „Mam Talent” i później się ciekawie potoczyło.
P.K.: Jeśli chodzi o inspiracje muzyczne, to jedną z pierwszych była Shazza…
K.S.: (śmiech) Nie nazwałabym tego inspiracją muzyczną.
P.K.: Jakie więc są Twoje obecne natchnienia?
K.S.: Teraz są różne, to się zmienia. Inspiruje mnie to, co w moim odczuciu jest prawdziwe, autentyczne. Uwielbiam Tori Amos, Ellie Golding, Adele. Z polskich artystów – Monikę Brodkę, Piotra Roguckiego i Comę, a ostatnio Melę Koteluk.
P.K.: Czym jest ta „prawdziwość” w twórczości?
K.S.: Nie wiem, to się po prostu czuje. To się widzi, słyszy, można wyczuć w rozmowach, że cały ten artyzm nie jest przypadkowy, lecz wypływa z głębi serca. Widać, że to nie jest śpiewanie tylko dla pieniędzy, ale coś, co sprawia niesamowitą przyjemność.
P.K.: Przejdźmy do tematu „Mam Talent”, bo występ w tym programie był dla Ciebie niezwykle ważny. Spodziewałaś się, że jurorzy aż tak bardzo zdziwią się po usłyszeniu nazwy Twojej miejscowości?
K.S.: Szczerze mówiąc, spodziewałam się. Pamiętam, że przed samym wejściem na scenę zastanawiałam się, co mam w ogóle powiedzieć. Stwierdziłam w końcu, że powiem prosto: nazywam się Katarzyna Sochacka, mam 20 lat, jestem z Pradeł. Spodziewałam się takiej reakcji, bo już na studiach ludzie często pytali powtórnie o nazwę Pradła, gdy mówiłam, skąd pochodzę.
P.K.: Rozpoznawalność po „Mam Talent” wzrosła?
K.S.: W Pradłach, które liczą 740 mieszkańców, byłam rozpoznawalna już wcześniej (śmiech). Na pewno tuż po „Mam Talent” ta rozpoznawalność była większa także gdzie indziej. Spotykałam się czasami z wyjątkowymi sytuacjami, gdy np. jechałam tramwajem na uczelnię w Krakowie i podchodziły do mnie różne osoby i zagadywały, albo wskazywały na mnie palcem, życzyły powodzenia. Do tej pory zdarza się, że dostaję zniżki w sklepach i rozdaję autografy. Czasem ludzie zagadują, tylko nie do końca pamiętają, w którym programie występowałam – „X Factor”, „Must Be The Music” czy jeszcze innym. Jestem jednak bardziej rozpoznawalna w Krakowie niż w Zawierciu – pewnie z racji koncertowania i działalności w tym mieście.
P.K.:Czy w związku z Twoją obecnością w „Mam Talent” Pradła, gmina Kroczyce czy powiat zawierciański jakoś podkreślały, że jesteś stąd?
K.S.: Oczywiście. Jeśli chodzi o gminę Kroczyce, to pamiętam, że władze zachowały się cudownie. Dostałam upominek od Urzędu Gminy za to, że promuję okolice. Wsparcie lokalne jest odczuwalne. Z Zawiercia także. Występowałam tu kilka razy i zawsze wracam stąd z pięknym, błyszczącym, przezroczystym amonitem i podziękowaniami od władz.
P.K.: Pamiętasz pierwszy występ przed lokalną publicznością?
K.S.: Pamiętam, że pierwszy występ po „Mam Talent” odbył się 6 grudnia, w MOK-u. Przyszła wtedy straszna zima, zasypało nawet moich rodziców, którzy nie mogli dojechać na koncert. Ludzi zebrało się jednak sporo, sala była wypełniona po brzegi. To bardzo stresujące, gdy śpiewa się przed własną publicznością, dla ludzi, którzy mnie trochę kojarzą i mają wysokie oczekiwania.
P.K.: Czy są plany następnych występów w Zawierciu?
K.S.: Tak, planujemy pojawić się jeszcze w tym sezonie w Zawierciu, więcej szczegółów będzie znanych wkrótce.
P.K.: W „Mam Talent” przedstawiłaś się jako Katarzyna Sochacka. Teraz jesteś już Kasią Sochacką. Kiedy nastąpiła ta zmiana w mówieniu o sobie?
K.S.: Nawet Kasia Sochacka brzmi za długo, a Katarzyna to już w ogóle. Zresztą lubię, gdy mówią do mnie „Kasia”.
P.K.: W wywiadach często stwierdzasz, że uwielbiasz muzykę, co zresztą widać podczas koncertów. Jak zachęciłabyś innych młodych ludzi pochodzących z miejscowości, których nazwy mogą spowodować zdziwienie u niejednego jurora programu, konkursu czy turnieju, że warto realizować marzenia?
K.S.: Myślę, że nie ma zasadniczej różnicy między wsią a miastem w kwestii mentalności i wrażliwości. Czasami zdarzają się nieudane próby zaistnienia publicznego, ale tak jest w życiu ze wszystkim. Marzenia warto jednak spełniać, bo to coś najpiękniejszego, co może się przydarzyć. W momencie, w którym marzenia się spełniają, wszystko w życiu się zmienia i wydaje się być lepsze i piękniejsze. Trzeba próbować – jak to powiedział niedawno Kamil Stoch: sto razy się przegrywa, ale raz się wygrywa.
P.K.: Ile takich nieudanych prób przeżyłaś, zanim usłyszałaś od jurorów w „Mam Talent”, że jesteś perłą?
K.S.: Śpiewałam w domu, grałam w swoim zespole, natomiast nigdy nie miałam takiej myśli, że idę do programu muzycznego i teraz wszystkim pokażę. „Mam Talent” to był pierwszy i to w dodatku bardzo spontaniczny strzał w dziesiątkę, bo na moje pojawienie się tam wpływ miało kilka osób. Duże znaczenie miały moje nauczycielki ze szkoły jazzowej, które niemal targały mnie za włosy, żebym tam poszła. Niezwykle istotni byli także moi przyjaciele i mój chłopak. Moja najlepsza przyjaciółka Kasia tego dnia, w którym miał się odbyć casting, obudziła mnie o 6 rano. Bardzo zdenerwowała się, że nie chcę jechać i powiedziała, że się do mnie więcej nie odezwie, jeśli tego nie zrobię. No i w końcu tam pojechałam, skoro wszyscy tak bardzo nalegali. Myślałam: „A niech mają”. Okazało się, że dobrze zrobili, bo dzięki temu wszystkiemu zmienili moje życie. Mnie się akurat udało w „Mam Talent” za pierwszym razem, ale nie zawsze wszystko udaje się zdobyć tak szybko. Wcześniej byłam dwa razy na jakichś festiwalach kolęd i nic z tego nie wychodziło. Szczęście przychodzi z czasem, gdy się trafi na dobry moment.
P.K.: Jakie są Twoje plany muzyczne?
K.S.: Powstaje płyta, z czego bardzo się cieszę. Pracujemy nad nią ciężko w studio oraz sporo koncertujemy.
P.K.: Żeby pojawić się i przebić na scenie muzycznej trzeba również oryginalnych pomysłów – takich, jak występ na balkonie jednego z budynków przy Rynku w Krakowie, który odbył się w styczniu bieżącego roku. Czy są jakieś nowe pomysły na zdobycie popularności?
K.S.: Takie pomysły tworzą się na poczekaniu i bywa, że jest ich kilka na dzień. Właściwie nie mamy nic do stracenia, dlatego chcemy zaskakiwać.
P.K.: Co znajdzie się na Twojej płycie?
K.S.: Na pewno będą to autorskie utwory, pojawi się też jeden cover, o który prosiło mnie sporo osób, głównie za pośrednictwem YouTube – „Foolish Games”. Trudno mi tę piosenkę zaśpiewać dokładnie tak, jak podczas „Mam Talent”, bo wtedy były inne emocje, ale postaram się i myślę, że znajdzie się ona na płycie.
P.K.: Czy masz jakiś sposób, żeby pozostać normalną osobą mimo rozwijającej się działalności i kariery?
K.S.: Przede wszystkim trzeba mieć świadomość, że w życiu różnie bywa i czasem jest się na górze, a czasem na dole. Nie można zbyt szybko wpadać w euforię i osiadać na laurach, gdy coś się uda. Trzeba pracować i być normalnym człowiekiem. Nie mam zresztą powodu, żeby woda sodowa uderzała do głowy, bo jeszcze dużo przede mną, jestem na samym początku swojej drogi. Mam taką nadzieję. I pewnie do końca życia będę pracować nad tym, żeby było jeszcze lepiej.
P.K.: Kiedy słyszysz słowa „Pradła” i „Zawiercie”, to co czujesz?
K.S.: To 18 lat mojego życia, to olbrzymi kawał mojej historii, to kolebka mojej wrażliwości, muzyki i śpiewu. Mam olbrzymi sentyment do Zawiercia i Pradeł i zawsze z chęcią tu wracam. Zawsze, gdy mam koncertować w Zawierciu lub w Kroczycach, czuję, że są to szczególnie ważne koncerty – bo odczuwam tę presję, o której mówiłam wcześniej. Chcę pokazać, że jestem Wasza i choć podróżuję sobie z muzyką po całej Polsce, a nawet zagranicą (koncertowaliśmy niedawno w Pradze i na Węgrzech), to pochodzę stąd. Nie wyprę się tego, to moje najlepsze lata młodości. Czasami tęsknię za tym.
P.K.: Jeśli ktoś z Zawiercia zaproponowałby Ci koncert, jak potraktowałabyś taką ofertę?
K.S.: Zdecydowanie pozytywnie, bo bardzo lubię Zawiercie, a mało zagrałam tu dotychczas koncertów. Ostatni występ w Zawierciu odbył się 25 kwietnia ubiegłego roku.
P.K.: Ten wywiad odbywa się w przeddzień Twoich urodzin. Czego więc można Ci życzyć?
K.S.: Przede wszystkim zdrowia i wiecznego optymizmu, który na razie mi dopisuje. Oraz tego, żebym w przyszłym roku była co najmniej tak samo szczęśliwa, jak w tym.
Artykuł archiwalny rozmowa Pawła Kmiecika z Kasią Sochacką Ma talent, piękny głos, pomysły i wiele zapału. O swojej karierze, zamiłowaniu do śpiewania i przywiązaniu do rodzinnych stron.
Zawiercianin ZIMA 2012 Nr 3 (13)